Wpisy

Kierunek... Raj!

 
Planowany od ponad roku wyjazd na badania terenowe na Reunion już niedługo dojdzie do skutku. Wprawdzie bilety kupiłam w październiku, ale tyle się działo ostatnio, że nawet nie miałam czasu myśleć o tym, co mnie czeka w Nowym Roku. Teraz, kiedy w końcu mam chwilkę, uświadomiłam sobie, że już za dwa tygodnie będę wygrzewać się w słońcu na Reunionie (aktywnie, no bo w końcu jadę tam zebrać materiał do mojej pracy licencjackiej;)), a za półtora miesiąca na... Seszelach (gdzie oddam się błogiemu odpoczynkowi).
Z podróży będę oczywiście starała się zdawać relację na bieżąco (w miarę dostępności do Internetu). Tymczasem zobaczcie jaki był Reunion we wrześniu 2011 roku, kiedy byłyśmy tam z Basią po raz pierwszy. Powracając do tego, że podróże to prawdziwy lajfstajl, możecie zobaczyć, że... jaki lajf, taki stajl...




 
Podróż zaczęłyśmy już w Paryżu. Tani lot na lotnisko w Beauvais, a potem autostopem do stolicy Francji.

Są plecaki - jest stajl. Oczywiście podróżniczy lajfstajl.

Nasz wyjazd we wrześniu 2011 roku był spełnieniem marzeń. Po pierwszym roku studiów, razem z Basią, która właśnie zdała maturę, z pasji do podróżowania i z rodzącym się zainteresowaniem etnologią, antropologią i wszystkim, co z tym związane, postanowiłam wyruszyć i odkryć tę odległą wyspę. Autostop, CouchSufing, czasem pełen spontan, jak wtedy, gdy nie mając gdzie spać znalazłyśmy się w domu przemiłych Kreolek. Trzytygodniowy pobyt był szansą na odkrycie nowej kultury, poznanie nowych ludzi, zasmakowanie lokalnej kuchni, a także sprawdzenie się w nieprzewidzianych sytuacjach. Już wtedy zainteresowałam się walkami kogutów.


Brzmi egzotycznie? Już nie mogę się doczekać, kiedy zagłębię ten temat, spotkam się z hodowcami zwierząt, porozmawiam z osobami, które siedzą na widowni oglądając walki kogutów. Wczoraj moja host-siostra z Francji, która właśnie odwiedziła mnie w Pradze, zadała mi bardzo interesujące pytanie - czy nie boję się skonfrontować z tymi wszystkimi mężczyznami, macho, którzy przychodzą oglądać walki kogutów, albo sami pośrednio biorą w nich udział, przygotowując misternie do bitwy swoje zwierzęta? Bać się nie boję? Ekscytuje mnie ta wizja, fascynuje i już nie mogę się doczekać tego, co wyniknie z naszych rozmów.

Co na obiad?
Drogie hotele? Najlepiej z opcją olinkluziw? To nie mój stajl. Bo w podróżowaniu chodzi także o spotkanie. Spotkanie z Innymi, przedstawicielami czasem bardzo rożnych kultur.

Kreolki które przygarnęły Basię i mnie na noc, chociaż nas w ogóle nie znały.
A może obiad i kolacja w restauracji? Nie? No to ugotujmy ośmiornice i napijmy się soku z kokosu, niech będzie stajlowo!:)



Rajska plaża. Dzika. Bez turystów. Dostałyśmy się na nią dzięki uprzejmości Paula - Niemca, który wziął nas "na stopa". Jako, że nie miałysmy planów na ten dzień odkryłyśmy dzięki niemu takie piękne miejsca.


Po trzytygodniowym pobycie na Reunionie, razem z Marion udamy się na Seszele. Ciekawa jestem czym mnie te wyspy zaskoczą. Czy to rzeczywiście taki raj, jak wszyscy opisują?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz