Wpisy

Brugia od podszewki


Brugia leży na północnym zachodzie Belgii i jest ośrodkiem administracyjnym Flandrii Zachodniej. Od morza dzieli ją jedynie 15 kilometrów. Z lotniska Zaventem w Brukseli (National Airport) pojechałam do Brugii pociągiem. Z przesiadką w stolicy  podróż zabrała mi półtorej godziny. Znalazłam w Internecie informację, że kupując bilet na pociąg przez Internet (GoPass1) można zaoszczędzić 9 Euro! Tak też zrobiłam.
Po przyjeździe do Brugge najpierw skierowałam się do informacji turystycznej. Zaopatrzona w mapę miasta poszłam na krótki spacer. Jako, że z Wouterem, który miał mnie gościć w Brugii, miałam spotkać się dopiero po południu, postanowiłam wykorzystać czas i zacząć odkrywać Flamandzką Wenecję (jako, że w historycznej części Brugii jest bardzo dużo kanałów, właśnie tak nazywane jest to miasto). 
Brugia to perełka architektoniczna. Historyczne centrum miasta znajduje się od 2000 roku na liście światowego dziedzictwa UNESCO... 



Bruksela, Brugia i Blankenberge - miasta, które udało mi się odwiedzić w czasie marcowego pobytu w Belgii.

 

Po południu spotkałam się z Wouterem. Poznaliśmy się w grudniu, na lotnisku w Brukseli. Razem z Anną przyleciałyśmy na ECTP Camp i idąc do wyjścia z lotniska zgubiłyśmy się. Wouter, który też leciał z Pragi, szedł za nami i w końcu wspólnymi siłami udało nam się znaleźć wyjście. Czekając na bagaże okazało się, że właśnie wraca z Cieszyna, gdzie był odwiedzić znajomych z EVSu. Zostaliśmy w kontakcie i teraz, będąc w Belgii na treningu AFS, postanowiłam go odwiedzić i przy okazji zwiedzić Brugię.


Brugia jest kolebką malarstwa flamandzkiego. Mieszkali w niej i tworzyli artyści tacy jak malarz Jan van Eyck, Petrus Cristus, Hugo van der Goes czy Gerard David. W mieście znajdują się także liczne muzea (Groeninge, Brugse Vrije i Hansa Memlinga). Co ciekawe, mieszkańcy Brugii mają do wszystkich państwowych muzeów wstęp wolny.




 

W sobotę po południu wybraliśmy się nad morze do miejscowości Blankenberge. Było szaro, buro, czyli zupełnie inaczej niż TAM, gdzie byłam niespełna przed tygodniem! W Blankenberge zobaczyłam jednak długą na ponad trzy kilometry plażę oraz molo, które zostało zbudowane w 1894. Zostało ono zniszczone w 1914 podczas I wojny światowej i odbudowane w latach 30. XX wieku. Na końcu mola znajduje się Pavilon, w którym prezentowane są różne wystawy oraz znajduje się kawiarnia, do której poszliśmy na... belgijskie piwo oczywiście.




Z Blankenberge pojechaliśmy z powrotem do Brugge. Na kolację pizza. Prosty wybór. Jednak z wyborem piwa już nie było tak prosto.



W niedzielę, zanim pojechałam do koleżanki do Brukseli, poszliśmy z Wouterem na spacer po Brugge. W mieście było mniej turystów niż w sobotę, więc na spokojnie mogłam podziwiać piękne budynki, otoczone wieloma kanałami, małymi uliczkami.




 






 
Na zdjęciach powyżej widzicie gotycki ratusz z przełomu XIV i XV, z wysoką na prawie 100 metrów wieżą zegarową (z której rzuca się bohater filmu Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj/In Bruges).


 
Tradycyjne frytki z majonezem, a potem piwo w lokalnym pubie. Wieczorem pociągiem wróciłam do Brukseli, gdzie miałam szansę zobaczyć to, czego nie zdążyłam w grudniu. O tym na blogu już wkrótce! :)
 
Więcej zdjęć z Brugii możecie zobaczyć tutaj.

1 komentarz: