Wpisy

Wizyta w Winnicy Kinga



Końcem lipca w Polsce odwiedziła mnie moja francuska rodzina goszcząca, u której spędziłam wymianę AFS sześć lat temu. W planach mieliśmy zwiedzenie Poznania i okolic. Szukając pomysłów na wspólne spędzanie czasu natknęłam się na informacje o lubuskich winnicach. Kogo, jeśli właśnie nie Francuzów, najlepiej zabrać w takie miejsce? :) Dzisiaj zapraszam na kolejny post z serii "Cudze chwalicie..." i relację z wizyty w Winnicy Kinga.


Układając program naszej kilkudniowej wycieczki przejrzałam "internety" i starałam znaleźć się winnicę, która byłaby w stosunkowo niewielkiej odległości od Zielonej Góry. Odkrywanie smaku polskich win było ostatnim etapem naszych polskich wakacji i nie chciałam oddalać się zbytnio na południe od trasy Berlin-Poznań, bo Francuzi jechali potem do Niemiec, moi rodzice do Torunia, a ja do Kostrzyna. W końcu mój wybór padł na Winnicę Kinga znajdującą się w Starej Wsi, nieopodal Nowej Soli. Przesądziła o tym między innymi strona internetowa, na której właściciele opisali nie tylko to, co oferują odwiedzającym, ale także ciekawe miejsca w okolicy.


Po skontaktowaniu się z właścicielami otrzymałam ofertę, z której wybrałam opcję obejmującą zwiedzanie winnicy, degustację dwóch gatunków wina w starej drewnianej rybakówce, a także gorący posiłek i przekąski. Te wszystkie przyjemności wyniosły nas 55 zł od osoby (jest również możliwość wybrania tańszych i droższych opcji; właściciele proponują także udział w różnych kursach - winogrodniczym, enologicznym, czy sommelierskim).


Przed przyjazdem do winnicy zatrzymaliśmy się w Zielonej Górze, gdzie poszliśmy na obiad i to był wielki błąd (a wszystko dlatego, że zegar biologiczny nie pozwala Francuzom jeść obiadów w innej porze niż między 12h a 14h). Jako że po południu, w drodze z Zielonej do Nowej Soli bardzo się rozpadało, na degustację przyjechaliśmy trochę wcześniej niż to było zaplanowane. Kiedy w strugach deszczu doszliśmy do przytulnej rybakówki, na pięknie nakrytym stole ujrzeliśmy pyszne, domowe specjały. Chwilę odpoczęliśmy i zabraliśmy się za próbowanie pyszności, które widzicie na zdjęciu.


Po tak smakowitym rozpoczęciu naszej wizyty poszliśmy na spacer i odkrywanie winnicy razem z Panem Robertem, który prowadzi gospodarstwo razem ze swoją żoną i jej rodzicami. Specjalistką od wina nie jestem, ale dużo frajdy sprawiało mi tłumaczenie mojej francuskiej rodzince informacji dotyczących historii upraw, a także odmian winorośli. Jak opisują właściciele na swojej stronie:

Do roku 1997 winnica opierała się głównie na uprawie odmian deserowych z przewagą szczepu "Skarb Pannonii", którą do dnia dzisiejszego darzy dużym sentymentem. Rok 1997 był przełomowy w historii winnicy. Powódź, która nas dotknęła, zmusiła nas do odbudowy całej plantacji. Od tamtej pory winnica zmieniła swój charakter, została wzbogacona o nowe odmiany w tym wiele szczepów moszczowych.

Nasza winnica charakteryzuje się różnorodnością jeżeli chodzi o uprawę winnej latorośli, a to dlatego, że część winnicy jest przeznaczona pod uprawę odmian deserowych (znajdują się one zimą pod osłoną) oraz odmian moszczowych, które są bezpośrednio w gruncie. (...) Dziś powierzchnia uprawy przekracza 1,5 h z czego 1h to uprawa w gruncie z przeznaczeniem na wino. Przez te wszystkie lata pracy z winoroślą przez nasze gospodorstwo przewinęło się wiele szczepów, zaczynając od "Skarbu Pannonii" przez odmiany pochodzące z Mołdawii, aż po ostatnie doświadczenia oparte na szczepach z Niemiec, Czech, Austrii i Słowacji, a co jeszcze przed nami czas i natura pokaże.


Z zainteresowaniem spacerowaliśmy po winnicy, Pierre (mój francuski "tata") miał do Pana Roberta wiele pytań. Na szczęście trochę się przejaśniło i przeszliśmy się nad Odrę, która wylała w 1997 roku powodując duże straty w gospodarstwie winiarskim.


Po spacerze, kiedy wróciliśmy do rybakówki, okazało się, że to nie koniec kulinarnych przyjemności. Na stołach czekał na nas ciepły posiłek (m.in. gołąbki w liściach winogronowych) i deser (przepyszne konfitury winogronowe najbardziej podbiły nasze serca!).


Oferta winnicy, oprócz enoturystyki i szkółkarstwa, zawiera również winiarskie przetwórstwo. 

W małym sklepiku kupiliśmy pyszne wino i konfitury winogronowe. Inne produkty to octy winne, kiszone liście czy owoce w zalewach na bazie wina.



W Winnicy Kinga spędziliśmy bardzo ciekawe (i pyszne!) popołudnie. Pani Kinga i Pan Robert z wielką pasją dzielili się z nami opowieściami o pracy w winnicy. Uwielbiam pokazywać nasz kraj obcokrajowcom, a poza tzw. must see (które Francuzi mieli już okazję zwiedzić w czasie dwutygodniowej wizyty w Polsce w 2009 roku) cieszę się kiedy mogę pokazać moim gościom miejsca nieoczywiste (a przy okazji sama mogę odkryć coś nowego, zgodnie z powiedzeniem "Cudze chwalicie..." :)). 

Ze Starej Wsi, zgodnie z rekomendacją Pani Kingi, udaliśmy się do uroczego Bytomia Odrzańskiego, o którym pisałam już w sierpniu. W okolicy zwiedziliśmy też Muzeum Etnograficzne w Ochli, o którym na blogu już niedługo! :)

2 komentarze: