Gandawa, w języku niderlandzkim Gent, to miasto w północno-zachodniej, flamandzkiej części Belgii. Leżąca w ujściu rzeki Leie jest najczęściej odwiedzanym miastem w Belgii. Słyszałam wiele dobrych opinii o tym miejscu, tym bardziej byłam ciekawa jak wygląda. Początkiem grudnia, po ECTP Camp postanowiłam skorzystać z okazji i przekonać się jaka jest grudniowa Gandawa, odwiedzając przy okazji kolegę z AFSu, który tam mieszka i studiuje. Zapraszam do obejrzenia zdjęć z tego pięknego miasta :)
Do Gent pojechaliśmy we czwórkę (Ema z Chorwacji, Katie z Anglii, Omer z Turcji i ja). Dojazd pociągiem z Brukseli zajmuje niecałe czterdzieści minut, więc nawet nie zdążyliśmy zasnąć, kiedy już trzeba było wysiadać na dworcu Sint-Pieters. Tam czekał na nas Yannick i udaliśmy się do jego mieszkania odłożyć nasze plecaki. Chwila na złapanie oddechu i ruszyliśmy w miasto. Lubię odkrywać nowe miejsca razem z "lokalsami", bo można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, dotrzeć tam, gdzie niekoniecznie trafiłoby się samemu no i zwyczajnie poczuć klimat miasta z perspektywy osoby, która tam mieszka.
W hostelu, w którym pracuje Yannick zdobyliśmy mapy Use-it (pisałam o nich kilka razy, między innymi w poście o Pradze). W Gandawie na mapę zerknęliśmy tylko raz, mając "lokalsa" pod ręką, ale następnego dnia w Antwerpii chodziłyśmy z Emą cały dzień z nosem wbitym w Use-it ;) Jeśli jeszcze nigdy nie spotkaliście się z tymi mapami, zajrzyjcie koniecznie na stronę Use-it, być może takie mapy są już w Waszym mieście (Warszawo?:))?
Jedna z pierwszych rzeczy, które rzuciły nam się w oczy to rowery. Stojące na dużych parkingach, poprzypinane w różnych miejscach w całym mieście, a także w ruchu, no bo przecież rowerzyści tutaj mają pierwszeństwo. Gandawa jest największym belgijskim ośrodkiem akademickim, a spośród 230 tys. mieszkańców aż 31 tys. stanowią studenci. Widok małych dzieci w kaskach na rowerach, studentów z plecakami, czy biznesmenów z teczką wrzuconą do koszyka zawieszonego na kierownicy jest całkiem normalny :)
Jako że byliśmy bardzo głodni, a jak to w grudniu bywa na dworze (tudzież na polu) nie było zbyt ciepło Yannick zabrał nas na pyszne zupy! Miejsce, w którym zatrzymaliśmy się na obiad nazywa się Souplounge (Zuivelbrugstraat 6). Za cztery euro mieliśmy zupę-krem, pieczywo i owoc. Do wyboru była pomidorowa, dyniowa, porowa i z cykorii. Każda zupa była też w wersji wegetariańskiej. Posypana pietruszką, drobno pokrojonymi warzywami, serem i grzankami smakowała wyśmienicie!
Te fioletowe stożki to tradycyjne cukierki cuberdon produkowane właśnie w Gandawie. Są przepyszne! W języku flamandzkim nazywane są Neus (czyli nos, jako że przypominają (trochę;)) ludzki nos). Cuberdons są wykonane z gumy arabskiej. Purpurowe są o smaku malinowym, a czarne anyżkowym (a fe!). Na zewnątrz są stosunkowo twarde, natomiast wewnątrz jest pyszna galaretka rozpływająca się w ustach. Cuberdons mogą być zachowane tylko przez około trzy tygodnie, bo po tym czasie zaczynają się krystalizować. Z tego powodu słodkości te nie są eksportowane poza Belgię. Jak będziecie w Gent, spróbujcie koniecznie, bo są przepyszne! :)
Brukowane ulice, monumentalne wieże, szerokie kanały, piękne kamienice, odbijające się w lustrze wody - Gent zrobiło na mnie wielkie wrażenie.
Latarnie na placu, który widzicie na poniższym zdjęciu, zapalają się za każdym razem, kiedy w szpitalu w Gandawie urodzi się dziecko :)
Jeszcze bardziej polubiłam to miasto kiedy weszliśmy prawie na sam szczyt jednej z wież w centrum miasta. Widok zapierał dech w piersiach! Jak Wam się podoba? Byliście kiedyś w Gandawie, albo w innych belgijskich miastach? :)
pięknie..chodzą za mną te belgijskie i holenderskie miasta..
OdpowiedzUsuńPolecam :) Ja byłam dotychczas w Gent, Brugii, Antwerpii, Brukseli i Amsterdamie i chyba ciężko byłoby mi wybrać to jedno-ulubione, bo każde ma w sobie coś interesującego :))
Usuńzaciekawiłaś mnie tymi cuberdons!
OdpowiedzUsuń:) Wyglądają niepozornie, ale są naprawdę dobre!
Usuńpodłączę się! a jak smakują? są słodkie po prostu czy mają jakis smak?
UsuńPurpurowe są o smaku malinowym, a czarne anyżkowym :) Nie lubię anyżku, więc zawsze kupuję purpurowe :)
UsuńInteresujący wpis! Ja w Belgii byłam na razie tylko w Brukseli, która szczególnie mnie nie zauroczyła, wolałabym pozwiedzać te małe, klimatyczne miasteczka. Następnym razem! ;) Pozdrawiam serdecznie z francuskiej Bretanii!
OdpowiedzUsuńFaktycznie, Bruksela chowa się przy Gandawie czy Brugii :)
UsuńO! Bretania! :) Pozdrawiam ciepło!