Wpisy

Pożegnanie z Wyspą Sosen


Mój 10-tygodniowy pobyt w Australii i Oceanii dobiega końca. Nie lubię pożegnań, chociaż stanowią ważną część podróży i spotkań, które w czasie wyjazdu mają miejsce. Jednak rozstanie z ludźmi, z którymi spędziło się ponad miesiąc, dzieląc codzienność, nie należą do najłatwiejszych. Ostatnie dwa dni na Wyspie Choinek minęły mi na spotkaniach, podziękowaniach, żegnaniu się z tymi, z którymi miałam szansę lepiej się poznać, wychodząc poza schemat "etnolog-rozmówca".

Ostatni tydzień na Ile des Pins wykorzystałam w pełni, pomimo deszczu, który towarzyszył mi od niedzieli do czwartku. Udało mi się jednak przeprowadzić kilka wywiadów, spotkać ze znajomymi wyspiarzami i pozałatwiać ostatnie "sprawunki" przed wyjazdem (np. przygotować i nadać 8 kilogramową paczkę z rzeźbami zrobionymi przez Jacka i kaledońskim piwem dla kochanego Kuzyna, po które zapraszam go do Paryża :D).


Świadomość (długiej) drogi powrotnej zaczęła mnie trochę stresować, do tego wizja powrotu do paryskiego trybu życia (metro-boulot-dodo, czyli metro-robota-spanie) wcale nie sprawia, że łatwiej jest mi pożegnać się z miejscem, w którym jestem.

Poranna kawa z takim widokiem z kuchennego okna :)

Przez ponad miesiąc żyłam bez skrupulatnie zaplanowanego każdego dnia (jak to się dzieje kiedy wracam z powotem do Polski, czy Francji), wstając koło ósmej i ciesząc się tym, co przynosiła chwila (jak wspaniale jest nie mieć planów, być ciągle dyspozycyjnym i spontanicznym!). Zaczęłam funkcjonować według "l'heure kanak", czyli czasu lokalnego, regulowanego wschodami i zachodami słońca (i poobiednią sjestą), gdzie nikt nie przejmuje się spóźnieniami, a lokalnym motto stało się casse pas la tête, czyli nie przejmuj się, nie zaprzątaj sobie głowy.



Kiedy wczoraj podarowałam mojej rodzinie goszczącej niespodziankę, którą przygotowałam będąc w Nouméi (kolaż ze zdjęciami z chmurkami, w których napisałam za co im dziękuję), wzruszyliśmy się wszyscy czworo. Takie momenty jak ten, a także cały miesiąc, w czasie którego doświadczyłam ogromnej serdeczności od osób zupełnie mi obcych, umacniają mnie w przekonaniu, że ludzie są dobrzy, bezinteresowni i chętni do pomocy bez względu na szerokość geograficzną.


Będąc "polską studentką" (tak byłam identyfikowana przez cały pobyt) na jednej z wysp Pacyfiku, która (o zgrozo!) przyjechała tu sama i jest tak daleko od swojej rodziny, zostałam otoczona przez wyspiarzy wspaniałą opieką. Wieść o moim pobycie na Ile des Pins szybko się rozniosła i jak poznawałam kolejne osoby słyszałam tylko "to ty jesteś tą polską studentką", "to ty mieszkasz u Jacka i Sabriny", "znana Polka to Ty! Już o tobie słyszałem" i tak dalej.....


Dzisiaj zdałam sobie sprawę o ile łatwiej jest powiedzieć "do zobaczenia" komuś w Europie, wiedząc, że wystarczy tani bilet na samolot, kilka dni wolnego i spotkanie może dojść szybko do skutku (tak żyłam przez ponad rok po wymianie, wracając do Francji, rodziny goszczącej i przyjaciół co kilka miesięcy, kiedy tylko Polska rzeczywistość dawała mi w kość). Żegnając się z moimi gospodarzami na Wyspie Choinek ciężko było nie uronić łez. Dzieli nas 17 000 tysięcy kilometrów, dwa dni w podróży i bilet na samolot kosztujący kilka tysięcy złotych....


Wyspie Choinek, a także Nowej Kaledonii mówię "do zobaczenia". Wiem, że jeszcze tu wrócę. Jednak głównym powodem nie będą piękne krajobrazy, cudowne góry, czy morze, które kryje w sobie więcej, niż jestem w stanie sobie wyobrazić. Wrócę tu dla ludzi. Ludzi, których poznałam w czasie tych siedmiu tygodni, którzy przyjęli mnie do swoich domów, dzieląc się swoją kulturą, swoim czasem i serdecznością.

7 komentarzy:

  1. Masz całkowitą racje, że powrót do trybu, który przytoczyłaś z pewnością nie może i nie jest łatwy. A pożegnania... jak to pożegnania, niestety. Sam z chęcią odwiedziłbym Australię :) Pozostają jednak zawsze wspomnienia, zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie T.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż miło się czytało, ale wszystko co dobre, szybko się kończy.

    OdpowiedzUsuń
  3. och, nawet ja się wzruszyłam :) powodzenia Kochana!

    OdpowiedzUsuń
  4. Minęło 7 tygodni?! Już?! Szok..

    OdpowiedzUsuń
  5. Wprawdzie pewnie gdzieś wygooglam te choinki, jednak mam nadzieję, że znajdziesz jakieś foto specjalnie dla mnie. A w ogóle to dobra robota i bardzo fajna relacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, pamiętałam i jak tylko uporządkuję zdjęcia, to się podzielę choinkami! :)
      Dzięki!

      Usuń