Wyspa Choinek otoczona jest wodami Morza Koralowego. W jej pobliżu leży kilkadziesiąt wysepek, mniejszych i większych, które chociaż są niezamieszkane, stanowią dla mieszkańców Ile des Pins dodatkowe miejsce upraw ignamów. Posiadanie łódki, którą można dostać się na wysepki, to norma. Kiedy moja rodzinka goszcząca zaproponowała mi całodzienną wycieczkę łódką i odkrywanie okolicy, nie mogłam odmówić :)
Wczesnym rankiem przygotowaliśmy ekwipunek, zapasy jedzenia, wędki. Autem podjechaliśmy do zatoki, w której przycumowana była łódź Jacka i po zapakowaniu wszystkiego na mini-pokład ruszyliśmy w stronę îlot Brosse. Wysepka ta jest najczęściej odwiedzana przez turystów, którzy wypatrują ją już z brzegu, bowiem jak sama nazwa wskazuje (brosse to po francusku szczotka), wyspa ta ma kształt szczotki. Wszystko dzięki wysokim i jednocześnie mało rozłożystym choinkom.
Na îlot Brosse rozbiliśmy się pod drzewami przy plaży. Jacek nazbierał drewna na ognisko, Sabrina przygotowywała jedzenie, a my z moją ośmioletnią host-siostrą wygłupiałyśmy się nad wodą. Nie w wodzie, no bo przecież tu jest jeszcze zima. Kiedy po przyjeździe na Ile des Pins zapytałam moją host-mamę, czy woda w morzu jest ciepła, odpowiedziała, że nieeee, że jest zimna i oni raczej się na razie nie kąpią. Czekają aż przyjdzie lato. Pomyślałam: kurczę, faktycznie musi być zimna. Więc pytam dalej: a ile stopni ma woda? Na co moja mama mówi: no tak 22, może nawet 24. Faktycznie! Iście arktyczne temperatury! Od przyjazdu kąpałam się w morzu.... raz!
Po obiedzie przyszedł czas na odpoczynek. Ze snu obudził mnie szelest liści. Kiedy obróciłam głowę, jakieś pół metra ode mnie zobaczyłam kraba, niosącego muszlę po ślimaku.
Na wyspie żyją też tricots rayés - węże w paski o rożnych kolorach. Kiedy jest przypływ, zbliżają się do wody, żeby zdobyć pożywienie.
Całą sobotę i niedzielę spędziliśmy na odkrywaniu okolic Wyspy Choinek. Miałam tez możliwość nauczyć się czegoś, co każdy wyspiarz potrafi robić. Zapytałam Was o to w jednym z poprzednich postów i tak, jak udało się zgadnąć jednej osobie: chodziło o łowienie ryb.
Rzucanie wędki na początku szło mi bardzo kiepsko i z podziwem patrzyłam na moja ośmioletnią host-siostrę, którą wędkuje tak, jakby urodziła się z wędką w ręce. Pod koniec drugiego dnia szło mi już lepiej, niemniej nie ukrywam, że wynudziłam się strasznie, zwłaszcza kiedy spędziliśmy ponad trzy godziny na wodzie rzucając wędki, kiedy nic nie brało. Do domu wróciliśmy z jedną ośmiornicą (w sobotę) i 1,5 ryby (w niedzielę). Gdybym to ja była naczelnym wędkarzem, moja rodzina umarła by z głodu.
Jak myślicie, jaki kolor ma woda na poniższym zdjęciu? Niebieski? Zielony? Turkusowy? Koralowy? Wciąż się nie mogę zdecydować...:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz