Wpisy

Autostopem po wyspach Nowej Kaledonii


Kiedy przygotowywałam plan mojego pobytu w Oceanii, od razu założyłam, że po Nowej Kaledonii będę przemieszczać się stopem. Wynajęcie samochodu, zwłaszcza kiedy podróżuje się samemu, a do pokonania ma się w sumie niewielkie dystanse, wychodzi za drogo. Z kolei autobusy miejskie nie dojeżdżają wszędzie i na zawołanie. Wyciągnięcie kciuka w górę wydaje się w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem. W dzisiejszym poście o moich autostopowych przygodach na krańcu świata :)

Kiedy cztery tygodnie temu, pierwszego dnia po przylocie do Nouméi byłam chora, nie miałam nastroju na stanie przy drodze, łapanie stopa i prowadzenie rozmów z kierowcami w czasie jazdy. Tym bardziej, że straciłam głos i mogłam mówić tylko szeptem. Nie miałam jednak innego wyjścia, bo po przylocie zapomniałam wypłacić franki, więc nie miałam kasy na bilet na autobus, ktory zawiózł by mnie do miasta.

Dzielnie ustawiłam się przy drodze w miasteczku, w którym mieszkają moi znajomi i czekałam na jakąś dobrą duszę. Dodam jeszcze, że nie bardzo wiedziałam gdzie jestem i jak mam dojechać do Nouméi, więc na pytanie gdzie jadę, mówiłam, że do centrum, ale właściwie to nie wiem gdzie.


Od pierwszego dnia mojej autostopowej przygody w Nouméi nie miałam żadnych problemów z łapaniem, nawet jeśli ustawiałam się w centrum miasta, albo na obrzeżach, gdzie nawet autobusy są rzadkością.

Co jest najciekawsze, wielu (moze nawet większość!) kierowców podwozi mnie do samego celu moich dziennych wycieczek, nawet jeśli sami jadą gdzie indziej. Oczywiście, że tego od nich nie oczekuję, nawet przez myśl by mi nie przyszło, zeby o to poprosić, a wiedząc, że kierowca jedzie gdzie indziej proszę, żeby po prostu trochę mnie podwiózł, na przykład do miejsca, w którym nasze drogi się rozchodzą.

W międzyczasie zaczynamy jednak rozmawiać, w końcu pada pytanie, sformułowane na 1001 sposób: "A ten mały akcent to skąd pochodzi?"/"Skąd jesteś skoro tak ładnie mówisz po francusku?"/"Twoja narodowość? Bo wyczuwam ładny akcent" i tak dalej. Pada słowo Polska (tu jestem w stanie sie założyć, że zarówno Kaledończycy, jak i metro - czyli Francuzi z Francji kontynentalnej, w podobnym stopniu starają się wydedukować gdzie jest ta Polska i co o niej wiedzą) i nasza dyskusja toczy się dalej, aż w końcu kierowca stwierdza, że w sumie to ma czas i podwiezie mnie prosto do miejsca, do którego jadę. Zdarzyło już mi się to jakieś 10 razy, na około 13 złapanych stopów. Dzisiaj na przykład wyszłam z biblioteki ponad godzinę przed umówionym w innej dzielnicy spotkaniem, żeby mieć zapas czasu na dojazd. Okazało się, że niepotrzebnie, bo po 15 minutach byłam na miejscu (do tego jechałam chyba najbardziej wypasionym samochodem w moim życiu. Wszystko dlatego, ze pan kierowca pracuje w salonie Forda*). I jak tu nie kochać takiej formy przemieszczania się?:)

*Jak się potem okazało, wiózł mnie dyrektor największej na wyspie grupy motoryzacyjnej!


Na Wyspie Choinek sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo po 40 kilometrowej drodze jeździ stosunkowo mało samochodów. Na południu wyspy jeszcze da się coś złapać (próbowałam, z sukcesem, dwa razy), na północy jednak nie ma szans. Raz byłam na wywiadzie na północnym wschodzie wyspy i postanowiłam skorzystać z uprzejmości mojej host-mamy, która powiedziała, że po mnie przyjedzie. Czekając na nią 30 minut, drogą przy której stałam przejechały dwa samochody, w tym jedna furgonetka z kilkoma lokalsami 'na pace'.


Jak się zatem przemieszczam po Ile des Pins? Po pierwsze na piechotę. Jeśli idę do wioski Vao, mam do pokonania jakieś 3 km. Z Vao raczej bez trudu mogę złapać stopa do Kuto, gdzie jest większość hoteli i dwie główne plaże. W dalsze zakątki wyspy zapuszczam się z moją rodzinką goszczącą, która chętnie mi towarzyszy w odkrywaniu okolicy, albo sama biorę Peugeota mojej host-mamy i sruuuuu - rozpędzam się do zawrotnej prędkości 70km/h i macham co chwila do mijanych samochodów w odpowiedzi na dzień dobry. Czasem widzę zdziwienie na twarzach kierowców, którzy nie spodziewali się zobaczyć mnie za kółkiem samochodu mojej host-mamy. Surprajz!

Tutaj też jest droga, po której o dziwo przejechał Peugeot mojej host-mamy ;)

2 komentarze: