Wielomiesięczny wyjazd na drugi koniec świata, w celu przeprowadzenia badań terenowych, to z jednej strony spełnienie marzeń i wielki krok w kierunku realizacji kolejnego naukowego celu, jakim jest przygotowanie pracy doktorskiej. Z drugiej strony, długi pobyt w terenie - zupełnie innym kulturowo od miejsca, z którego pochodzę - jest trudnym okresem, w czasie którego stawiam czoła wielu wyzwaniom...
Wyzwaniom, na które nie przygotowały mnie ani zajęcia z Metod badań etnograficznych, w których uczestniczyłam przez całe studia, ani praktyki terenowe, w których wielokrotnie brałam udział, zarówno w czasie studiów licencjackich w Polsce, jak i magisterskich w Paryżu. Samotność, niepewność, rozczarowanie, zaniepokojenie, zakłopotanie, frustracja, niezrozumienie... - z tymi wszystkimi uczuciami zmagam się w czasie pobytu na Nowej Kaledonii. Na szczęście, w trakcie badań doświadczam nie tylko negatywnych emocji, ale przede wszystkim pozytywnych doznań: wdzięczność, radość, wsparcie, ulga, bezinteresowna pomoc, dzielenie się, otwartość, uśmiech.
W zeszłym roku, kiedy wróciłam z trzymiesięcznego pobytu na Nowej Kaledonii, mój francuski promotor podzielił się ze mną ciekawym opracowaniem "Field of screams: difficulty and ethnographic fieldwork" stworzonym przez Amy Pollard. Zebrała ona świadectwa kilkunastu doktorantów i spisała wszystkie trudności, jakie napotykają młodzi antropologowie w czasie swojej pracy w terenie. Zawarte w zestawieniu dwadzieścia cztery uczucia, które targają badaczami, towarzyszą także i mi.
Chciałabym podzielić się z Wami wyzwaniami, którym stawiam tu czoła, a także odczuciami, z którymi muszę sobie radzić w terenie. W każdy piątek będę starała się więc publikować jeden artykuł z cyklu "Etnolog w terenie" i serdecznie zapraszam Was do śledzenia moich etnologicznych doświadczeń!
A może Wy macie jakieś pytania odnośnie do tego, jak wygląda praca etnologa od kuchni?
Albo interesuje Was coś związanego z Nową Kaledonią?
Jeśli tak, dajcie koniecznie znać w komentarzach! :)
Jeśli tak, dajcie koniecznie znać w komentarzach! :)
Świetna zapowiedź, czuję się zaintrygowany o czym napiszesz.
OdpowiedzUsuńAż pomyślałem o moich 12 miesiącach w Estonii. Jakie uczucia są tutaj ze mną i jakie jest to życie "wolontariusza w terenie", ale chyba lżejsze niż etnologa. Bliższa kultura, mniejszy dystans i przede wszystkim zanurzenie w kulturze zależy ode mnie samego. Znam wolontariuszy, którzy w ogóle nie dotykają "tej estońskości" i większość czasu przebywają w bańce międzynarodowego towarzystwa - a są też tacy, co starają się wrzucać w sidła lokalnych mieszkańców. Ja staram się zaś pilnować balansu i lawiruję pomiędzy tymi dwoma społecznościami tutaj ;)
Chyba w każdym przypadku konfrontacji z kulturą inną od naszej musimy stawiać czoła różnym wyzwaniom. Ciekawe są te przypadki osób, które wcale nie zanurzają się w kulturze kraju goszczącego. Po co zatem jadą n EVS...? Balans jest najlepszy i najwięcej można wyciągnąć z wyjazdu mając taką postawę (przynajmniej tak mi się wydaje, bo też to praktykowałam w czasie Erasmusa w Pradze :)).
Usuńno to ja czekam, bo brzmi bardzo ciekawie!
OdpowiedzUsuńdzięki! :)
UsuńTak to już jest ze studiami - otrzymujesz ogromną ilość teorii, która nie zawsze sprawdza się w praktyce, a gdy przychodzi czas pracy okazuje się, że ciągle czegoś się uczymy i mamy jakieś braki.
OdpowiedzUsuńInteresujący artykuł, czekam na więcej :)
Dziękuję. No tak, na studiach często brakuje praktyki, chociaż akurat w przypadku etnologii to teren weryfikuje wszystko to, czego już się nauczyliśmy, a także pozwala na zdobycie nowych umiejętności, zwłaszcza tych dotyczących funkcjonowania w rzeczywistości odmiennej kulturowo.
UsuńUcząc się w szkołach uczymy się teorii a praktyki musimy nauczyć się sami :) Super, że Ty w taki sposób możesz zdobywać praktykę.
OdpowiedzUsuńCzekam, żeby się dowiedzieć co mnie ominęło! :)
OdpowiedzUsuń