Wpisy

Nie bój się! Wszystko będzie dobrze!


Niedługo minie szósty tydzień mojego pobytu na Pacyfiku. Pobytu, który niewiele ma wspólnego z intensywnym zwiedzaniem, odkrywaniem codziennie nowych miejsc i ciągłym przemieszczaniem się od atrakcji, do atrakcji. Pierwsze trzy i pół tygodnia spędziłam na Ile des Pins, dając sobie czas na przyzwyczajenie się do zmiany czasu i przede wszystkim klimatu (zmiana z minus pięć na plus trzydzieści daje w kość). Powoli readaptowałam się do życia według l'heure kanak, do tego, że czas, to pojęcie względne. Przyzwyczajałam się do wstawania koło 7h i chodzenia spać po 21h. Trochę pracowałam, przeprowadziłam kilka wywiadów formalnych i kilkadziesiąt rozmów nieformalnych (opowieściami o wierzeniach mistyczno-magicznych i czarnej magii mam nadzieję dzielić się z Wami po powrocie!), a także wnikliwie obserwowałam wydarzenia, który miały miejsce (Święto Ignama, pogrzeby, Wielkanoc).



Przed samą Wielkanocą odwiedziła mnie Kasia, o czym pisałam w poprzednim poście. Pobyt Kasi uświadomił mi, jak wspaniale jest móc dzielić się z kimś przeżyciami, spostrzeżeniami, wrażeniami. Dla nas obu był to tydzień wakacji, totalnego zwolnienia tempa i cieszenia się urokami wyspiarskiego życia. Wraz z Kasią wróciłam do Numei i miałam w planie, po kilku dniach spędzonych w stolicy, ruszyć na północ, do wioski Bourail - drugiej miejscówki, w której chcę przeprowadzić badania do doktoratu. Bourail to małe miasteczko pośrodku Grande Terre. W przeciwieństwie do Ile des Pins, zamieszkanej w 95% przez Kanaków, w Bourail większość mieszkańców to Kaldosze (potomkowie kolonizatorów i komunardów deportowanych na Kaledonię pod koniec XIX wieku), a także metros, czyli Francuzi z Francji kontynentalnej. Kanakowie zamieszkują małe wioski w górach, oddalone o kilka-kilkanaście kilometrów od miasteczka. Od kilku lat na terenie gminy prowadzony jest wielki projekt turystyczny (wybudowano hotel Sheraton, stworzono pole golfowe i szlaki wycieczkowe), który wzbudza wiele kontrowersji. I to właśnie tymi kontrowersjami mam się zająć w moim doktoracie. Jeszcze przed przyjazdem na Nową Kaledonię, moja "ciocia" z Wyspy Choinek powiedziała, że ma dla mnie rodzinę goszczącą w Bourail. Wszystko było dobrze do momentu, w którym wylądowałam na Ile des Pins. Okazało się wtedy, że to nic pewnego, bo osoba, która miała mnie gościć, musiała gdzieś wyjechać. Starałam się więc uruchomić inne kontakty, pytając naokoło, czy ktoś znajomy nie zna kogoś w Bourail. Szło kiepsko i zaczynałam tracić nadzieję. Do tego, zwłaszcza kiedy tydzień temu pożegnałam Kasię, dopadła mnie tęsknota za domem, za rodziną i przyjaciółmi, za Polską, za pierogami ruskimi, śniadaniem przy radiowej Trójce i kolacji "na Czechach", przy ciemnym Kozlu, w śmierdzącej fajkami Partyce. I chociaż jakoś można by załagodzić moje smutki dzięki Internetowi, to jak na złość nie mogłam złapać dobrego zasięgu, który pozwoliłby na normalne połączenie się z domem, czy wysłanie wiadomości w kilka minut o normalnej porze (no tak, bo komunikację utrudnia jeszcze te 9 godzin różnicy w czasie...).


Zaczęłam więc się dołować, że jak to tak, mam jechać sama do wioski, w której nigdy nie byłam, w której nie znam nikogo, mam zatrzymać się w schronisku, co na początku jest jakimś rozwiązaniem, ale nie na dłuższą metę, bo ceny za nocleg są tutaj zaporowe (najtańsze schroniska liczą sobie 50-60 euro za noc!)... Głos rozsądku mówił: "Karol, nie dramatyzuj! Jesteś dużą dziewczynką i dasz sobie radę!"... Nie wiem skąd ten nagły strach przed nieznanym. Przecież dotarłam tutaj, na ten drugi kraniec świata, sama. Na każdym kroku spotykam jednak wspaniałych ludzi, którzy robią wszystko, żebym poczuła się tu jak najlepiej! Spotykają mnie same dobrze rzeczy. Jeżdżę stopem. Sama. Ale jeden kierowca jest sympatyczniejszy i bardziej pomocny od drugiego. Przyznać muszę, że trochę rozpieściła mnie pomoc mojego poprzedniego promotora, który w 2014 roku załatwił mi rodzinę goszczącą na Ile des Pins i skontaktował ze swoimi znajomymi w Numei. Dzięki niemu mam teraz dwie wspaniałe rodziny goszczące w tych dwóch miejscach. No ale przecież mogę spróbować też znaleźć kolejną rodzinę na własną rękę! No więc pytałam znajomych, a nawet nieznajomych, w szukanie zaangażowała się też Marie, z którą mieszkam będąc w Numei. W czwartek poznałam jej kuzynkę, która powiedziała, że ma rodzinę w Bourail! Bingo! Miała mi dać znać, czy zgodzą się mnie gościć. Telefon jednak milczał. W piątek. W sobotę. W niedzielę. "Karol, nie załamuj się" - powtarzałam sobie w myślach. Spakowałam plecak i postanowiłam w poniedziałek rano ruszyć do Bourail, i zacząć działać na miejscu.


Dzisiaj rano siedzę sobie w autobusie, cały czas powtarzając sobie w myślach "dasz radę, wszystko będzie dobrze". Koło 9h dzwoni mój telefon. "Karolina? Tu kuzynka Marie. Gdzie jesteś? W autobusie? To dobrze! Zadzwoń jak dojedziesz. Jestem w Bourail, bo mam spotkanie z pracy. Przyjadę po Ciebie i pojedziemy do Adele. Zgodziła się Cię gościć!"*. Ulga! Kiedy wysiadam z autobusu, na różowym murku widzę fragment piosenki "Three Little Birds" Boba Marleya (uuuuwielbianego przez Kanaków):


* Oto dowód na to, że świat jest mały:

W 2014 roku mój promotor załatwił mi nocleg na Ile des Pins dzięki swojej znajomej Roseline, która pracowała kiedyś w hotelu na wyspie z Sabriną (moją "mamą goszczącą"). Wiecie kim jest Adele (u której teraz będę mieszkać)? Siostrą Roseline! Pod koniec miesiąca mam zamiar wybrać się do Kone (na północy wyspy), gdzie obecnie mieszka i pracuje, żeby w końcu ją poznać! :) Co więcej, Adele, która uczy w Bourail historii i geografii, w zeszłym roku była wychowawczynią syna mojej "cioci" z Wyspy Choinek (na wyspie nie ma liceum, więc młodzież uczęszcza do szkół w różnych miasteczkach na Grande Terre). Także ten.... :D

6 komentarzy:

  1. Głowa do góry i -- proszę -- bez wpadania w depresję! Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdyby nie "słabsze" dni, trudniej byłoby docenić te wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Na szczęście te słabsze są rzadkością :)

      Usuń
  2. Karolinko, wielki mały świat :) I TY w nim. Kocham Cię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No no świetny blog. Cudne zdjęcia;)
    Dołączam do grona obserwatorów;)

    Zapraszam do mnie.
    http://szanujwspomnienia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń