Osiem dni,
dwustu uczniów z ponad dwudziestu krajów Europy. Czterdziestu wolontariuszy.
Długie dnie i krótkie noce. Pierwszy tydzień grudnia był najintensywniejszy w
tym roku. Jak pisałam półtora
tygodnia temu, dzięki byciu wolontariuszką AFS, miałam okazję wziąć udział w
obozie dla uczniów kończących trzymiesięczny program wymiany w krajach Europy.
W piątek 30 listopada razem z Anną z AFS Czech Republic, poleciałyśmy do
Brukseli...
W stolicy Europy spotkałyśmy się z pozostałymi wolontariuszami, którzy przyjechali pomóc w organizacji i przebiegu ECTP Camp. Wielu z nich znałam już z innych treningów AFS, tym bardziej cieszyłam się na kolejne spotkanie. Wszyscy razem udaliśmy się do Destelheide, gdzie miał odbyć się obóz. Pierwsze dwa dni polegały na przygotowaniu ośrodka, sal na warsztaty, recepcji... Po poznaniu się ze sobą i grach integrujących przyszedł czas na kwestie organizacyjne.
W niedzielę nastąpiła inwazja uczestników. Ja odbierałam uczniów
wracających z wymiany we Francji. W poniedziałek, środę i czwartek były warsztaty,
a we wtorek zwiedziliśmy Parlament Europejski, Parlamentarium (Centrum dla
Zwiedzających) i mieliśmy grę terenową po Brukseli (o czym napiszę niedługo:)).
Wieczorami
mieliśmy Plenary, a także rożne gry i
zabawy (uczyliśmy się tańców belgijskich, były pokazy filmów czy gry
integracyjne). Wieczorami był także otwarty bar.
Do moich zadań, poza wspomnianymi powyżej zadaniami (przygotowania przed inwazją uczestników, przygotowanie i prowadzenie warsztatów w ramach Re-group), były także zmiany w recepcji, budzenie uczestników rano, pomaganie trenerom w czasie warsztatów i wszystkie inne sprawy organizacyjne. Dzięki temu, że stworzyliśmy naprawdę zgrany i świetnie współpracujący zespół, praca, chociaż wymagająca dużo zaangażowania, była bardziej przyjemnością niż kolejną sprawą "do odbębnienia". Chociaż przez tydzień pobytu w Belgii nie udało mi się spać w nocy dłużej niż 5 godzin, atmosfera, która panowała w naszej ekipie wolontariuszy zupełnie wynagradzała ten niedobór i zmęczenie.
W czwartek
był dzień odlotów. Po trzech godzinach snu zwarci i gotowi podjęliśmy się
wcześniej przydzielonych nam zadań. Ja pojechałam z uczniami na lotnisko. Po tym jak
szczęśliwie udało nam się odprawiać ponad stu uczniów z Włoch, Polski, Niemiec
i Rosji mieliśmy chwilę wytchnienia. Siedząc w kawiarni na lotnisku jedna z
wolontariuszek zauważyła, że chociaż jest nas tylko siedmiu, możemy
porozumiewać się miedzy sobą w dwunastu rożnych językach. Czy to nie jest
niesamowite? Wśród wolontariuszy AFSu płynne posługiwanie się trzema językami
to norma. Większość z nas zna 4, 5 a nawet 7 języków. Po tygodniu w Belgii w
mojej głowie działy się dziwne rzeczy, chyba mój mózg jeszcze nie do końca umie
sobie poradzić z przełączaniem się z polskiego na czeski/angielski/francuski.
Do tego słuchanie ludzi mówiących po hiszpańsku, włosku (w tym przypadku raczej
krzyczących), duńsku, niderlandzku, islandzku.... Nie ogarniam!!!
Polska, Dania, Włochy, Słowacja, Islandia, Niemcy, Rumunia, Hiszpania, Belgia = AFS Connecting Lives, Sharing Cultures |
Czwartkowy
wieczór (jak możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej;)) był bardzo długi. Przez cztery godziny mieliśmy ewaluację wolontariuszy
support team (trenerzy mieli spotkanie do południa, jak my rozwoziliśmy uczniów
na lotniska/dworce). Późnym wieczorem nikt nie miał siły na tańce, dlatego na
spokojnie, przy czterdziestu rodzajach belgijskiego piwa, oddaliśmy się grom, dyskusjom
i relaksowi, na który w pełni zasłużyliśmy.
W piątek,
przed odlotem spędziliśmy leniwie dzień w Brukseli, jednak o tym, co odkryłam w
tej europejskiej stolicy już w piątek :-)
Zawse mlody, zawse ECTP :)
OdpowiedzUsuń