Wpisy

Od podszewki: Bruksela po raz drugi



Ponownie zabieram Was do stolicy Belgii. Bruksela po raz drugi - tym razem będzie o Atomium, Parlamentarium i...belgijskich przysmakach. Brukselę w 24 godziny odkryłam w grudniu, przy okazji wolontariatu na ECTP. Tym razem mój wyjazd do stolicy Europy znowu był związany z AFSem i korzystając z okazji postanowiłam go trochę przedłużyć. Jak mogliście niedawno przeczytać na blogu, w sobotę i niedzielę po przylocie do Belgii zwiedziłam Brugię. Jako że szkolenie zaczynało się dopiero w poniedziałek po południu, postanowiłam kontynuować odkrywanie Brukseli.


W niedzielę wieczorem gościła mnie Dorien, wolontariuszka AFS, która była na Erasmusie w Polsce. Teraz pracuje jako stewardessa w TUI. Zaproponowała, że w poniedziałek rano, jadąc na lotnisko, zawiezie mnie do Atomium. Ucieszyłam się bardzo, bo było to miejsce, którego nie zdążyłam zobaczyć będąc w Brukseli w grudniu.

Czym jest Atomium? To model kryształu, powiększony 165 miliardów razy. Zbudowany został na przedmieściach Brukseli, w Parku Heysel i jest częścią Brupark (brukselskiego parku rozrywki). Wybudowane z okazji Wystawy Światowej, która odbywała się w stolicy Belgii w 1958 (EXPO-58), Atomium stało się symbolem ówczesnych naukowych oraz technicznych osiągnięć "wieku atomu".


Atomium ma 103 metry wysokości. Konstrukcja została wykonana ze stali i aluminium. Składa się z 9 kul - atomów połączonych ze sobą rurami, w których znajdują się ruchome schody, pozwalające przemieszczać się miedzy "sferami". Każdy z "atomów" ma 18 m średnicy. Do najwyższej kuli, gdzie znajduje się platforma widokowa z panoramą Brukseli, prowadzi winda (najszybsza na świecie w tamtych czasach), która wwozi pasażerów na górę w 23 sekundy. Oprócz najwyższej kuli udostępniono zwiedzającym jeszcze 5 innych "sfer". Znajdują się w nich wystawy stałe lub sezonowe. Jedna kula przeznaczona jest do prowadzenia warsztatów dla dzieci. Jest nawet możliwość spędzenia nocy w Atomium. W kuli znajdują się takie oto łóżka. Sama chętnie spędziłabym noc w takim miejscu! :)

Tego dnia była piękna, słoneczna pogoda. Z radością zdjęłam zimową kurtkę i siedząc na ławce przed Atomium łapałam pierwsze wiosenne promienie słońca. Dzień na zwiedzanie Atomium był wręcz idealny, bo z góry roztaczał się przepiękny widok na całe miasto. Na niebie widać było samoloty, które przygotowywały się do lądowania albo dopiero co wystartowały z pobliskiego lotniska Zaventem.


Z Atomium udałam się do centrum, pierwszy raz korzystając z brukselskiego metra. W Brukseli są cztery linie metra. Bilet jednorazowy kosztuje 2€, można też kupić bilet dobowy.


Była piękna, słoneczna pogoda i pomimo tego, że na plecach miałam dziesięcio- (a może i więcej) -kilogramowy plecak, z radością wystawiałam twarz do słońca, spacerując małymi uliczkami starego miasta.


Po południu spotkałam się w centrum ze znajomymi wolontariuszami i razem udaliśmy się na szkolenie.


W środę, w trakcie naszego treningu, wszyscy przyjechaliśmy do Brukseli. Po raz drugi miałam możliwość odwiedzenia Parlamentarium. W drodze do tego interaktywnego muzeum byliśmy świadkami "dyplomatycznej akcji". Wysiadając z busa, który podwiózł naszą osiemnastoosobową grupę pod parlament, zauważyliśmy grupę ochroniarzy w garniturach, policjantów. Na rondzie kręcono materiał dla jakiejś telewizji. Okazało się, że to całe zamieszanie nie jest z naszego powodu. Po chwili podjechała kolumna czarnych, luksusowych samochodów z przyciemnianymi szybami. Przed budynek parlamentu wyszedł Martin Schulz - przewodniczący PE, a z samochodu wysiadła.... Premier Tajlandii. Tak się złożyło, że w naszej grupie była jedna dziewczyna z Tajlandii (Natrada była 7 lat temu na wymianie AFS na Łotwie, a teraz studiuje tam medycynę). Tym większa była nasza ekscytacja!

Włochy, Polska, Portugalia, Węgry, Beliga - keep calm! ;)
Czy Wy też widzicie tutaj samochód dostawczy Żywca?

Panią Premier spotkaliśmy tego dnia jeszcze raz, na rynku Brukseli, gdzie udzielała wywiadu dla telewizji.


Leniwy dzień w Brukseli upłynął na: degustowaniu belgijskiego przysmaku number one - czyli...frytek. Na deser gofrów. I piwa.








Piwo kokosowe? Dlaczego nie :)

Piwo. Im więcej belgijskich piw próbuję, tym bardziej mi one smakują i dochodzi do mnie DLACZEGO mój kuzyn tak się nimi zachwyca. Oczywiście z tej podróży także przywiozłam Tomkowi kilka butelek, a recenzje niektórych z nich, możecie przeczytać na blogu Piwne Podróże.

Siedząc na tarasie jednej z kawiarni, popijając pyszne belgijskie trunki, jednego z kolegów naszła refleksja. Yannick jest Belgiem, Flamandem. Francuskiego uczył się w szkole, jednak podobnie jak większość Flamandów  nie pała miłością do tego języka. W Brukseli mówi się po francusku, a Flamandowie próbujący dogadać się po niderlandzku są skazani na porażkę (czy to Francuz, czy Walon (o mieszkańcach Quebecu nie wiem) - przedstawiciele tych narodowości nie należą do osób lubiących naukę obcych języków (chociaż uczyć się to może i lubią, gorzej z wykorzystywaniem zdobytych umiejętności w praktyce ;))). Po tym, jak Yannick przytoczył kilka przykładów tego, jak wielokrotnie odniósł porażkę próbując porozumieć się w Brukseli mówiąc po niderlandzku, szczerze przyznał: "Czuję się jak obcokrajowiec w stolicy mojego własnego kraju". I właśnie z tym będzie kojarzyć mi się Belgia i Bruksela.



2 komentarze:

  1. widok z Atomium to chyba najladniejszy widok na miasto jaki kiedykolwiek widzialam ( jak narazie tylko u ciebie na blogu :P )

    OdpowiedzUsuń