Wpisy

Wyspy różnorodności – czyli wyspiarskie życie od kuchni


Każdego roku w sieci pojawiają się rankingi najpiękniejszych wysp świata. Przeglądając takie zestawienie można łatwo zauważyć, że wyspy pogrupowane są w kategorie. Mamy te „najpiękniejsze”, „najbardziej egzotyczne”, „najbardziej luksusowe”, „najbardziej roztańczone”, „najbardziej zachwycające”, czy „najchętniej odwiedzane przez turystów”… Co takiego mają w sobie te miejsca, że przyciągają każdego roku miliony turystów? Co takiego sprawia, że wiele osób decyduje się zamieszkać na takim ograniczonym terytorium, zmieniając swoje życie o 180 stopni? Zapraszam na post, w którym Agnieszka, Emilia, Karina i Kinga podzieliły się swoimi wyspiarskimi doświadczeniami z życia na różnych wyspach, od zimnej europejskiej północy, przez słoneczne śródziemnomorskie klimaty, aż do dalekiej Azji. W tych rozważaniach nie mogłabym pominąć „mojej” Oceanii i Reunionu. Zapraszam do czytania!


Fot. Karina
Mają różnorakie kształty, otoczone są ze wszystkich stron wodą, dotarcie do nich nie zawsze jest proste i często uzależnione bywa od kaprysów pogody. Izolacja jest niewątpliwie jednym z głównych czynników wyróżniających wyspy spośród innych miejsc na naszej planecie. Oddalenie od innych wysp i kontynentów z jednej strony separuje te miejsca od reszty świata, z drugiej, daje szansę na selektywny wybór tego, co zostanie na wyspie przyjęte. Jak zauważa Karina, vel. Kara Boska, która ponad rok spędziła na Islandii:

Islandia długo pozostawała w izolacji, nie tylko jeśli chodzi o kontakty społeczno-polityczne z innymi krajami, ale również pod względem turystycznym. W przeciwieństwie do ciepłych wysp, których poszukują spragnieni słońca i słodkiego lenistwa turyści, Islandia była pod tym względem mało atrakcyjna. Czarne plaże zamiast złocistego piasku i kurtka zamiast bikini? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu była to po prostu wiocha na środku oceanu i nawet stolica nie przypominała miasta. Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z powstaniem tam amerykańskiej bazy wojskowej i przeprowadzką żołnierzy, którzy przynieśli ze sobą swoją kulturę i różne cuda techniki. Wielu z nich nigdy nie wróciło już do Stanów. Oczarowani urodą Islandek, zostali i pozakładali rodziny. Między innymi dlatego Islandia czuje się bardziej amerykańska niż europejska (uparcie głosują przeciwko przystąpieniu do Unii Europejskiej, a na zakupy wolą latać do Nowego Jorku niż do Kopenhagi). Myślę, że ta izolacja dała im też dużą swobodę życia w ogóle, bez porównywania się do innych czy naśladowania mody, muzyki, kultury. Na ulicach Reykjaviku spotkać można kolorowo ubrane babcie, co np. w Polsce spotkałoby się z karcącym wzrokiem przynajmniej kilku przechodniów. Tam nikt się tym nie przejmuje. Islandczycy mają swój niepowtarzalny styl. Widać, że nikogo nie kopiują.

O wyjątkowości Islandii i jej mieszkańców mogliśmy przekonać się w ubiegłym miesiącu, kiedy drużyna z tego wyspiarskiego kraju z wielkim sukcesem zadebiutowała w Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej. Chyba jeszcze nigdy o tym kraju nie mówiło się tak dużo! Z Islandii przenieśmy się na chwilę na Filipiny. Kinga, z bloga Gadulec odwiedziła Pamilacan i w ten sposób opisuje życie na tej malutkiej wyspie położonej na Morzu Bohol:

Filipiny to ogromny kraj składający się z ponad 7 tysięcy wysp. Odwiedziłam raptem kilkanaście z nich, ale szczególnie jedna utkwiła mi w pamięci. Maleńka wyspa Pamilacan, koło słynnego Boholu i Panglao to istna oaza spokoju. Tutaj czas się zatrzymał – nie ma bieżącej wody, dostęp do prądu jest tylko od godziny 16 do 23, a o WiFi można zapomnieć. Za to są długie plaże, rewelacyjne spoty do snorkelingu i przede wszystkim życzliwi, uśmiechnięci mieszkańcy. Na Pamilacan mieszka około 2 tysiące osób. Znajduje się tutaj jeden kościół (msza jest tylko dwa razy w roku, bo ksiądz nie stacjonuje tu na stałe), szkoła podstawowa i średnia, kilkanaście sklepików oraz kilka restauracji i rodzinnych resortów z bambusowymi chatkami. Zatrzymałyśmy się w jednym z nich (Enas Cottages) i był to strzał w dziesiątkę. Dzięki temu mogłyśmy bliżej przyjrzeć się mieszkańcom wyspy i porozmawiać z nimi. Dzieciaki akurat zaczęły wakacje, więc w przerwach od zabawy, podchodziły do nas i zagadywały. Pytaniom „What's your name? Where are you from?” nie było końca. Po wyspie można spacerować albo jeździć skuterem. Nie ma tutaj dróg dla samochodów, zresztą nie jest to potrzebne, bo cały Pamilacan można obejść w około 2 godziny. My nie dotarłyśmy na drugą stronę – podobno znajdują się tam dwa hotele i nieco więcej turystów. Nam jednak odpowiadał błogi spokój, bliski kontakt z naturą i mieszkańcami.

Fot. Kinga
Doświadczając wyspiarskiego życia, zarówno w czasie wakacyjnych podróży, jak i prowadzonych przeze mnie badań terenowych, dość sporo zastanawiałam się nad tym, jak bardzo fakt życia na takim ograniczonym terytorium, częściowo odizolowanym od reszty świata, wpływa na postrzeganie czasu i przestrzeni. Zarówno na Reunionie, jak i na wyspach Nowej Kaledonii miałam niemały problem, żeby dogadać się z mieszkańcami pytając o drogę, albo starając się ustalić dzień i godzinę spotkania. Wskazówki, żeby „skręcić za piątym bananowcem w prawo” albo „za trzecim polem trzciny cukrowej w lewo” są równie pomocne jak stwierdzenie, że coś jest „tam, tam”, albo „tam dalej, poniżej”… Podobne „nawigacyjne” doświadczenia ma Emilia, autorka bloga Emi w drodze, która od 2013 roku mieszka na indonezyjskiej Jawie:

Yogyakarta, wyróżnia się czymś jeszcze – jej mieszkańcy, zamiast kierować się w lewo, prawo czy prosto, do nawigacji w terenie używają kierunków świata – kiedy np. w supermarkecie pytamy o to, gdzie znajdziemy stoisko z owocami, w odpowiedzi słyszymy, aby najpierw kierować się na południe, a później skręcić na wschód. Wynika to z tego, że od dawien dawna życie w mieście podporządkowane było trzem, uznawanym za mistyczne, miejscom - leżącym na jednej linii wulkanowi Merapi, Oceanowi Indyjskiemu i Pałacowi Sułtana.

Fot. Agnieszka
Życie na wyspach płynie swoim własnym tempem. Agnieszka, z bloga Całe życie w podróży, w grudniu 2015 roku po raz drugi wybrała się na Maltę i, jak sama pisze, „przepadła”, zakochując się w wyspie od drugiego wejrzenia i czując, że chce tam wrócić na dłużej. Jak zauważa:

Malta jest inna niż większość wysp, na których byłam. Jest mała, ale bardzo różnorodna, jest tam wszystko, czego potrzeba mi do życia – piękne widoki, cudowna przyroda, oryginalna architektura, senne wioski, ale też większe kurorty jak St. Julians i Sliema, w których spędziłam dwa miesiące. Dorastałam w dużym mieście, lubię mieć wybór restauracji, dostęp do centrów handlowych, sklepów, kina czy klubu. Chcę w krótkim czasie móc dostać się do teatru, na wystawę czy na koncert, a ciekawych wydarzeń na wyspie nie brakuje. Życie [na Malcie] wyraźnie zwalnia i bardziej celebruje się każdą chwilę. Długie spacery, kąpiele w morzu, możliwość zrezygnowania z komunikacji miejskiej na co dzień (a jeśli trzeba wybrać się gdzieś dalej, to w większość miejsc można dojechać w maksymalnie godzinę). Dzięki słońcu i przyjemnemu klimatowi, większość spotkań odbywa się na świeżym powietrzu – grillowanie, plażowanie, wspólne wycieczki po archipelagu czy biesiadowanie w ogródkach knajp. Wszystko cieszy jakby bardziej a codzienne spotkania ze znajomymi nie są żadnym problemem, bo wszyscy mają blisko.

Fot. Emilia
Wyspiarskie kraje charakteryzuje także niezwykła różnorodność. Zajrzyjmy na chwilę do Indonezji. Jak pisze Emilia:

Indonezja to jeden z najbardziej różnorodnych krajów świata. Co wyspa to inna religia i kultura, na około 17.000 wysp mówi się w 250 różnych językach (ba, na samej stołecznej Jawie są już trzy podstawowe!), nie wliczając w to dialektów. Niektórzy starsi, niewykształceni Indonezyjczycy nie mówią nawet po indonezyjsku, a tylko w lokalnym "narzeczu". Podczas podróży do wioski odległej o kilka godzin od rodzinnego miasta znajomi Jawajczycy nie mogli się porozumieć z jej mieszkańcami, bo nie mieli z nimi żadnego wspólnego języka. Za tłumaczy robiły dzieciaki, które urzędowego indonezyjskiego uczą się w szkole.

Również Malta, jak zauważyła Agnieszka, dzięki bogatej historii, jest ciekawą mieszanką kulturową:

Wyraźnie wyczuwa się tam wpływy brytyjskie, arabskie i włoskie. Z jednej strony jest trochę „zachodnio” i nowocześnie, ale jednak z wyraźną nutą południowego, wyspiarskiego braku pośpiechu i bogatej tradycji (szczególnie związanej ze świętami kościelnymi).

Fot. Karina
Jak izolacja wpływa na inne elementy kultury, na przykład religię? Na Nowej Kaledonii, która została schrystianizowana dopiero w drugiej połowie XIX wieku, wierzenia mistyczno-magiczne nie zostały całkowicie wyparte przez chrześcijaństwo. W niektórych kościołach, obok figur świętych, znajdują się rzeźby przedstawiające lokalne totemy i związane z nimi duchy. Karina opowiada, jak ciekawie jest na Islandii, gdzie wciąż wierzy się w elfy!

Islandczycy są narodem bardzo tolerancyjnym, który daje sobie dużo przestrzeni międzyludzkiej. Jest tam więcej luzu, brak wtykania nosa w nie swoje sprawy czy krytykowania innych za to, co robią i jak żyją. Nikogo nie interesuje, czy wychowujesz dziecko sama czy z partnerem, który ma dwójkę dzieci z poprzednich związków. Luźne podejście wynika przede wszystkim z faktu, że Islandia nie została nigdy schrystianizowana. Chrześcijaństwo zostało przyjęte przez parlament, ale brak jakichkolwiek nacisków i kontaktów z innymi narodami wierzącymi, spowodowały, że Islandczycy podeszli do tematu…na luzie. Przyjęli nową religię, wciąż kultywując swoje wierzenia. Trochę te dwie kultury się przemieszały (np. legenda o pochodzeniu elfów mówi, że są to dzieci Adama i Ewy, które chcieli ukryć przed Bogiem). Do dzisiaj Islandczycy wierzą w elfy i stworzenia pozaludzkie i nie jest to niczym dziwnym. Pamiętam, jaką rewelację wywołał ten news w tamtym roku w europejskich mediach i przyjmowano to z ironicznym uśmieszkiem. Gdyby nie to, że katolicyzm wyparł w Polsce całkowicie wierzenia słowiańskie, też do dzisiaj wierzylibyśmy w elfy, duchy i demony. Islandczycy po prostu o nich nie zapomnieli.

Fot. Emilia
Jak pisze Emilia, również w Indonezji koegzystują różne wierzenia i religie:

Mówi się, że Indonezja to największa muzułmańska potęga świata, a na Jawie aż 90% mieszkańców wyznaje islam, w rzeczywistości jednak wielu z nich bliżej do animistów, a do bycia muzułmanami na papierze zostali niejako zmuszeni - każdy Indonezyjczyk zobowiązany jest do wybrania jednej z pięciu oficjalnych religii i ta informacja zawarta jest w ich dowodzie osobistym, a islam jest tu "wyznawać" najłatwiej. To relatywnie nowa religia w tej części świata, dwie z największych atrakcji wyspy – świątynie Borobudur i Prambanan, są pamiątkami z czasów, kiedy panował tu jeszcze buddyzm i hinduizm.

Wyspy, chociaż pozostają częściowo odizolowane od reszty świata, są jednocześnie celem migracji, miejscem, w którym spotykają się przyjezdni z różnych zakątków świata. Moja francuska znajoma, która kilka lat spędziła na wyspie Reunion, stwierdziła, że ludzie wybierający życie na tej tropikalnej wyspie, są często jak Piotruś Pan, który ucieka od dorosłości, zobowiązań i odpowiedzialności. Również Malta, jedno z mniejszych, wyspiarskich, europejskich państw, przyciąga wielu obcokrajowców. Poza pracą, korzystają oni z uroków wyspiarskiego stylu życia, które często różni się od tego w wielkich metropoliach. Jak zauważa Agnieszka, która była na wyspie na kursie językowym:

Osoby m.in. z Portugalii, Hiszpanii, Irlandii, Anglii, Grecji, Włoch a także z wielu państw azjatyckich żyją i pracują razem w międzynarodowych korporacjach, których na wyspie jest dużo. Integrację ułatwia fakt, że jednym z języków urzędowych i powszechnie używanych jest tam angielski. Maltańskie pensje, szczególnie na niższych stanowiskach nie są zachwycające, więc ciężko mówić tu o emigracji zarobkowej. Rozmawiałam o tym z liczną grupą imigrantów z Wielkiej Brytanii i podkreślają, że wolą zarabiać mniej a korzystać z życia w sposób pełniejszy i bardziej świadomy.

Fot. Agnieszka
Wszystkie z wymienionych w tym wpisie wyspy, to przysłowiowe „turystyczne raje”, które są odwiedzane każdego roku przez tysiące osób. Niewątpliwie każda z wysp ma wiele do zaoferowania zarówno od strony przyrodniczej, jak i kulturowej. Emilia podkreśla, że na Jawie wciąż są miejsca, do których pędzący od atrakcji do atrakcji turyści nie zaglądają. 

Jawa, mimo że tak zatłoczona przez mieszkańców i popularna wśród turystów, wciąż pozostaje nieodkryta. Turyści wpadają tu w biegu “zaliczając” tylko wulkany Bromo i Ijen oraz świątynie w Yogyakarcie I spiesząc się na do bólu turystyczne Bali czy Lombok, a tu czeka tyle perełek - choćby puste (i piękniejsze niż na Bali) plaże.

Bez wątpienia warto zatrzymać się na wyspach na dłużej i zejść z turystycznego szlaku. Karina zastanawia się jednak, czy popularność Islandii, która wzrosła w ostatnich latach, nie zaszkodzi wyspie i nie wpłynie negatywnie na lokalny koloryt:

Dopiero w ostatnich latach nastąpił boom na Islandię spowodowany dużą kampanią promocyjną w Stanach, spadkiem cen lotów i odkryciem turystów, że jednak te czarne plaże mogą być fajniejsze niż wylegiwanie się na ręczniczku. To jest ciekawy moment dla tego kraju. Sytuacja co prawda nie zmieniała się z dnia na dzień, ale stuprocentowy wzrost liczby turystów z roku na roku to dość szybkie tempo. Po tym, co dzieje się w Reykjaviku stwierdzam ze smutkiem, że wolałabym, aby ten kraj pozostał nieodkryty dla większości. Moje ukochane miasto zamienia się w sypialnie dla turystów, ulubione kluby czy ciekawe miejsca przerabiane są na hotele, nie mówiąc o zaśmiecaniu tych pięknych terenów. Ubolewam nad tym i bardzo egoistycznie, bo ja też przecież nie urodziłam się na wyspie, ale chciałabym, aby Islandia pozostała nieodkrytą krainą. Większość z rzeczy, które w niej kocham wynikają właśnie z jej izolacji, która pozwoliła oprzeć się wpływom religijnym czy społecznym, które ujednolicały lądową Europę.


Bardzo dziękuję dziewczynom za podzielenie się swoimi doświadczeniami, będącymi dowodem na to, że bez względu na szerokość geograficzną, wyspy są niezmiernie ciekawą mozaiką różnorodności.

A Wy, lubicie wyspy?
Może coś Was zaskoczyło, kiedy odwiedzaliście wyspiarskie kraje?
Zachęcam Was do poznawania wyspiarskiego życia i przyglądania się jego specyfice, a swoimi spostrzeżeniami możecie podzielić się w komentarzach!

7 komentarzy:

  1. Wszystkim zawsze i wszędzie będę polecać wyprawę na Islandię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje najukochańsze miejsce na świecie, które odwiedziłam 5 razy (i jeszcze w ty roku wrócę kolejny raz) to Sycylia. Izolacja od kontynentu sprawia, że żyje się tam o wiele spokojniej, przyroda – od pięknych plaż po ośnieżoną Etną – zachwyca swoją różnorodnością. Pozostałości świątyń, teatrów – czasem po środku niczego, czyli pięknych łąk sprawiają, że (w połączeniu z przyrodą i tą wspaniałą włoską kuchnią!) Sycylia jest dla mnie magiczna.

    Kolejną niesamowitą wyspą i na szczęście jeszcze nie odkrytą tak bardzo jest Irlandia. Zachodnie wybrzeże i Wild Atlantic Way ze swoimi zamkami i klifami, wielkimi przestrzeniami z przepiękną zieloną trawą, bez ani jednego drzewa sprawiają, że można się wyciszyć.

    Moje ostatnie odkrycie – bardzo turystyczne Bali, gdzie tabuny turystów można ominąć wypożyczając skuter i włócząc się, gdzie oczy poniosą.

    I taka refleksja na koniec – że w wyspach piękne jest to, że powietrze pachnie zupełnie inaczej i zawsze czuć, że się na wyspie jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podzielenie się Twoimi sycylijskimi, irlandzkimi i balijskimi doświadczeniami :) Nie byłam (jeszcze!) na żadnej z tych wysp, ale Twój komentarz jeszcze bardziej mnie do tego zachęca. I absolutna racja z tym powietrzem! :)))

      Usuń
  3. Islandia zawsze wydawała mi się bardzo interesującym miejscem z różnych względów. Mam nadzieję, że kiedyś tam pojadę. Bardzo interesujący wpis, poznawania ciekawych doświadczeń nigdy dość :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja latam na wakacje tylko na wyspy! To cudowne miejsca, każda ma inny klimat. Cypr, Malta, Majorka, Teneryfa, Fuertaventura póki co zaliczone!

    OdpowiedzUsuń