Wpisy

Uwaga! Cyklon!


Brak elektryczności, zamknięte drogi, szkoły, sklepy, generalnie większość miejsc publicznych, zakaz wychodzenia z domu. A wszystko przez cyklon, który nawiedził wyspę początkiem stycznia. Kiedy dowiedziałam się, że kolejny cyklon zbliża się do brzegów Reunionu, z jednej strony przejęłam się tym, że będziemy musiały zmienić plany, a z drugiej zaciekawiło mnie to, co mogłoby się wydarzyć. Tym razem na szczęście nie było tak strasznie.

Lato na Reunionie to czas cyklonów. Każdy kolejny cyklon od początku sezonu cyklonicznego ma nadawane imię na kolejną literę alfabetu. To oznacza, że Felleng to już 6 cyklon od listopada!

We wtorek ogłoszono pré-alerte cyclonique, zaczęła się mała panika (zapełnianie lodówki, kupowanie dodatkowych litrów wody) połączona z nadzieją (kiedy jest czerwony alert ludzie nie mogą iść do pracy). Felleng do brzegów wyspy zbliżał się powoli. My jednak nie byłyśmy pewne, czy pogoda będzie na tyle dobra, żebyśmy mogły w czwartek zjechać na południe wyspy (co oznaczało, ze spędziłybyśmy kolejne trzy dni na balkonie Anne, który chociaż bardzo miły i przyjemny, był trochę ciasny;)).


W czwartek nie groził wyspie pomarańczowy alert, czerwony tym bardziej, więc zdecydowałyśmy pojechać na południe. W piątek nad ranem Felleng zbliżył się do brzegów Reunionu na 400km i w końcu zaczął się oddalać.

Co przyniósł cyklon?

Przede wszystkim zmianę pogody. W końcu się ochłodziło, temperatura spadła poniżej trzydziestu stopni (zimno!!!), dużo padało ale dzięki temu natura stała się jeszcze bardziej zielona. Trafiłyśmy na dobra porę – dużo deszczu, jeszcze więcej słońca. I jeśli we wrześniu 2011 roku wydawało mi się, że Reunion to zielona wyspa, teraz ta zieleń jest jeszcze wyraźniejsza, bogatsza.

Zmiana pogody > zmiana planów. Musiałyśmy trochę przystopować, zrezygnować z jednodniowych wypraw w góry, które zaplanowałyśmy, bo szlaki... pływały. Także z przemieszczaniem się miałyśmy pewien kłopot i chociaż wolałybyśmy tego uniknąć, w końcu skusiłyśmy się na podróż autobusem z Saint-Gilles do Saint-Pierre, gdzie odebrała nas Blandine (nasza kolejna CouchSurferka).

Pogoda po kilku dniach się unormowała (zaczęła się psuć we wtorek, w sobotę było już ładnie), wróciło słońce i bezchmurne niebo. Mogę nawet przyznać, że teraz ten 35-cio stopniowy upał jest znośniejszy niż przed cyklonem.

Czyli generalnie "nie ma tego złego...." :-)

1 komentarz:

  1. Też bym chciała takie zimno w Polsce ;) Buziaki - Sis

    OdpowiedzUsuń