Od dziesięciu dni spędzam na nim kilka godzin dziennie. Sprzedawcy, widząc jak przemierzam rue de Consuls z notatnikiem i długopisem w ręku, już nie zaczepiają i nie nakłaniają do zakupu wszystkiego, co tylko mają w swoich małych butikach. Ci, których poznałam trochę lepiej, zapraszają na herbatę miętową, pod nos podtykają pyszne marokańskie wypieki i pozwalają na chwilę odpocząć, zanim znowu zacznę obserwować, przepytywać i analizować. Dzisiaj dawka zdjęć z mojego terenu badań. Jak Wam się podoba? :-)
Uwieeeeelbiam! Nie byłam w Maroku, ale podobały mi się te w Tunezji, szczególnie na północy. W Hammamecie poszłam sama i miałam trochę starcha koło tyłka, ale muszę przyznać, że było tam dużo fantastycznych rzeczy do kupienia!
OdpowiedzUsuńRabat jest mniej turystycznym miastem od Marrakeszu albo Fezu, więc i sprzedawcy byli mniej agresywni, ale jestem w stanie sobie wyobrazić co czułaś, spacerując sama w tym zdominowanym przez mężczyzn miejscu.... Pozdrawiam :)
UsuńCudne koraliki! <3 i ceramika ahh:)
OdpowiedzUsuńPysznie!
OdpowiedzUsuńAle czy na suku mają piwo?;)
Pewnie bardzo ukryte ;)
UsuńCudenka, zupelnie, jak na targu w J.
OdpowiedzUsuń