Wpisy

Paryż Alternatywnie: Przepiórcze Wzgórze


Dostaję od Was pytania o to, jakie alternatywne, niekoniecznie turystyczne miejsca w Paryżu są warte zobaczenia. I chociaż przed turystami w stolicy Francji ciężko uciec, co gorsza i ja, i Wy jesteśmy jednymi z nich (:D), w dzisiejszym poście zabiorę Was do części Paryża, której przyjrzałam się bliżej w pierwszą czerwcową sobotę. Okolica zwana Butte aux Cailles jest dość niepozorna. Znajduje się nieopodal Place d'Italie w XIII dzielnicy, która raczej nie widnieje na pierwszych stronach przewodników po Paryżu.


Tego słonecznego dnia w Paryżu odwiedziła mnie Kasia, z którą do tego momentu znałyśmy się wirtualnie poprzez nasze blogi (Kasia na swoim blogu Bretonissime odkrywa i opisuje różne zakątki Bretanii). Uwielbiam takie spotkania, tym bardziej, że znowu miałam wrażenie, że znamy się od lat, chociaż widziałyśmy się po raz pierwszy. 

Po śniadaniu w naszym domku w Bagneux, ruszyłyśmy w miasto. Na początku pospacerowałyśmy w VI dzielnicy (Ogrody Luksemburskie, Saint-Germain, aż do księgarni Shakespeare'a), jednak kiedy zgłodniałyśmy wsiadłyśmy do metra, które zawiozło nas na południe XIII dzielnicy.


Jak zauważył Stephen Clarke w swojej książce "Paryż na widelcu. Sekretne życie miasta" (polecam Wam wszystkie książki Clarke'a, a tę w szczególności!:)):

Butte aux Cailles to rodzaj wioski z niską zabudową przy wąskich uliczkach, nieco przypominającej Montmartre. Nazwa Przepiórcze Wzgórze wydawała mi się dosyć rustykalna, dopóki nie dowiedziałem się, że słowo "caille" w dawnych czasach było synonimem dziwki. Dzisiaj nie ma już tu burdeli, choć na latarnianych słupach ponalepiane są numery telefonów do chińskich masażystek. Wieczorami Wzgórze kipi życiem, bo bawi się tu młodzież. Studenteria cierpliwie wyczekuje przed barami na wolny stolik, szczególnie przez niezmiernie popularną Café Glandines, uroczą i tanią baskijską knajpą przy rue des Cinq Diamants numer 30.

Wysiadając na stacji Corvisart (6 linia metra) faktycznie trzeba się wspiąć na to Przepiórcze Wzgórze, przechodząc przez mały park na tyłach wysokich bloków. Brukowaną uliczką wychodzimy zaraz obok restauracji wspomnianej przez Clarke'a. Pierwszy raz byłam tam na kolacji w lutym, kiedy w Paryżu odwiedziła mnie inna Kasia ;) I chociaż baskijskie, dość ciężkie potrawy lepiej przyswaja się zimą albo wieczorami, nie mogłyśmy sobie z moim nowym gościem odmówić wstąpienia do Chez Glandines. Pyszna sałatka, do tego zimna sangria. Najadłyśmy się i ruszyłyśmy na spacer po okolicy.


Opis dzielnicy znajdujący się w "Paryżu na widelcu" oddaje cały klimat tego miejsca. Dodatkowo znalazłyśmy kilka ciekawych murali, a jednym z nich był Gouzou, o którym wspominałam po powrocie z Reunionu (wpis o tym zółtym stworku i zdjęcia murali, które zrobiłam na wyspie, znajdziecie tutaj).



Spacerując po Butte aux Cailles zobaczyłam ogłoszenie, że następnego dnia w dzielnicy odbędzie się pchli targ. Jak myślicie, co zrobiłam w niedzielny poranek? Razem z Kasią jadącą na lotnisko wsiadłam do kolejki po to, żeby wrócić na Przepiórcze Wzgórze. Tym razem, zanim wspięłam się do góry, przespacerowałam się przez targ żywnościowy, który co niedzielę odbywa się wzdłuż Bd Auguste Blanqui. Takie targi można znaleźć w każdej paryskiej dzielnicy i to właśnie w takich miejscach Paryżanie robią zakupy żywnościowe. Oprócz francuskich pyszności, świeżych serów, warzyw i owoców, można tam znaleźć także bardziej egzotyczne stoiska: libańskie, portugalskie, włoskie, a nawet polskie (z pierogami po 0,50 euro za sztukę :D).


Vide-greniers, czyli sprzedaż garażowa jest bardzo popularnym wydarzeniem we wszystkich regionach Francji. Na tego typu pchlich targach wyhaczyłam już różne cuda (skórzaną torebkę za 3 euro, którą noszę od trzech lat praktycznie codziennie, albo ciekawe książki po kilkadziesiąt centów). W czasie vide-greniers mieszkańcy wystawiają różne przedmioty, aby się ich najzwyczajniej w świecie pozbyć :) Tym razem wśród sterty mniej i bardziej przydatnych wynalazków znalazłam dwa ładne sweterki po 2 euro i świetne spodnie Roxy za 5 euro. Gdybym nie kupiła jakiejś książki, nie byłabym sobą (albo córką mojego Taty :D), więc tym razem powiększyłam kolekcję moich książek kucharskich (tak, tak, można już mówić o małej kolekcji. Gdzieś w końcu muszę znaleźć inspirację na makaron z ketchupem).


Polecam Wam tę dzielnicę na krótki spacer, pyszny obiad i chwilę oddechu od zatłoczonego paryskiego centrum. A na koniec jeszcze jeden mural z uroczym Gouzou :)

4 komentarze:

  1. Też pewnie bym się nie oparła książkom kucharskim, których mam, podobnie jak Ty, już całą kolekcję. ;) Dziękuję jeszcze raz za super spotkanie i do zobaczenia niebawem!

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja dziękuję za odwiedziny! Do szybkiego zobaczenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. fanką Paryża nigdy nie byłam, ale tym wpisem przekonałaś mnie, że musze wrócić i poszukać alternatywnej strony miasta, bo czytając i patrząc na tego posta na pewno taka wersja Paryża by mi się spodobała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Poza Paryżem sztampowym, jest też ten nietypowy, niebanalny, alternatywny i właśnie tę stronę miasta lubię najbardziej! :)

      Usuń