Poniedziałkowe popołudnie. Po czterech dniach spędzonych w Port Vila - stolicy Vanuatu - postanowiłyśmy z Sabriną wyjechać z miasta i doświadczyć wyspiarskiego życia. Ze względu na ograniczony czas i budżet, pod uwagę brałyśmy tylko wyspy znajdujące się nieopodal Efate (głównej wyspy archipelagu, na której się znajdowałyśmy). Wybór padł na wyspę Nguna, gdzie znajdujemy dom gościnny prowadzony przez Stowarzyszenie Kobiet z wioski Taloa.
Rezerwację pomógł nam zrobić pracownik Informacji Turystycznej w Port Vila. Na początku nie mógł dodzwonić się do osoby zajmującej się goszczeniem turystów. W końcu jednak udało się i po chwili rozmowy dowiedziałyśmy się, że następnego dnia po 10h rano mamy stawić się przed posterunkiem policji. Tam miał czekać na nas bus, którym miałyśmy dojechać do portu, skąd odpływał statek na Ngunę. Tak też zrobiłyśmy. We wtorkowy poranek stawiłyśmy się w umówionym miejscu. Busów jednak było od groma. Jedne przyjeżdżały, wysadzały pasażerów i zaraz odjeżdżały, inne zatrzymywały się i czekały na chętnych na przejazd. Jeszcze inne przejeżdżały nam przed nosem, w ogóle się nie zatrzymując. Zastanawiałyśmy się skąd mamy wiedzieć, który bus jest nasz. W końcu kierowca białego busa, który najdłużej stał w miejscu zbiórki, podszedł do mnie i zapytał "Karolina?". To znak! Zapakowałyśmy nasze bagaże na tył busa, wsiadłyśmy i czekałyśmy aż reszta pasażerów wpakuje się do środka, a wraz z nimi worki ryżu, cementu, cukru, bagietek i wszystkiego innego, czego może zabraknąć za miastem. Większość supermarketów i sklepów znajduje się w stolicy. Mieszkańcy innych wiosek na Efate oraz okolicznych wysp, regularnie przyjeżdżają do Port Vila, żeby zrobić zakupy i zaopatrzyć się we wszystkie potrzebne rzeczy.
W końcu ruszyliśmy! Droga na północ zajęła niecałą godzinę i wiodła przez małe wioski, zamieszkane nie tylko przez wyspiarzy z Efate, ale również przez licznych Ni-Vanuatu pochodzących z innych wysp archipelagu, którzy przyjeżdżają na główną wyspę do pracy...
Po dotarciu do wioski Emua przesiadłyśmy się na łódkę. O tym, do której z kilku przycumowanych przy brzegu łodzi mamy wsiąść, poinformował nas jeden z pasażerów busa. Skąd to wiedział? Już przyzwyczaiłam się, że w małych, wyspiarskich społecznościach wszyscy wszystko wiedzą o wszystkim i wszystkich...
Po drodze na Ngunę zatrzymaliśmy się jeszcze przy wysepce Pele, gdzie wysadziliśmy jednego z pasażerów. Po dopłynięciu do naszej wyspy rozpakowaliśmy łódkę i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Po chwili do brzegu doszedł jakiś pan i rzucił w naszą stronę: "Come!". No to come. Szliśmy za nim polną drogą. Na wyspie nie ma samochodów, wyspiarze przemieszczają się pieszo lub na rowerach. Przy jednym z mini-skrzyżowań "przejęła" nas Susan z Nakie Women's Club Guesthouse, gdzie miałyśmy się zatrzymać. Zaprowadziła nas do pomalowanego na niebiesko domku, należącego do Stowarzyszenia Kobiet. W środku, poza dużą salą spotkań, znajdują się dwa pokoje dla turystów oraz kuchnia. Na zewnątrz toaleta i łazienka, chociaż na wyspie nie ma bieżącej wody i do mycia wykorzystywana jest deszczówka. W ośrodku było bardzo czysto i przytulnie. Jako że w tym tygodniu nie było w wiosce innych turystów, cały dom był dla nas!
Podobnie jak na Nowej Kaledonii, także na Vanuatu od wielu miesięcy panowała susza! Uznaję więc codzienne ulewy, których doświadczałyśmy w czasie naszego pobytu, za wielkie szczęście! Chociaż przez ciągle padający deszcz musiałyśmy trochę modyfikować nasze plany, a o zwiedzaniu i wycieczkach w góry nie było mowy, bardzo doceniłam możliwość powolnego podróżowania.
Jeden z czterech sklepów w wiosce Taloa |
Nakamal - tradycyjny dom spotkań |
Trzydniowy pobyt na wyspie Nguna pozwolił nam przyjrzeć się wyspiarskiemu życiu, tak innemu od tego, które toczy się w Port Vila. Na Ngunie nie ma elektryczności, bieżącej wody, ani innych wygód, które nam wydają się oczywistością. Co więcej, w marcu 2015 roku przez Vanuatu przeszedł cyklon Pam, który spustoszył wyspy archipelagu. Niektórzy do dziś, dwa lata po przejściu żywiołu, wciąż odbudowują swoje domostwa. Pomimo tych wszystkich trudności, mieszkańcy Vanuatu od wielu lat zajmują wysokie miejsce w rankingu najszczęśliwszych narodów świata. I chociaż życie na wyspach archipelagu na pewno nie jest łatwe, Ni-Vanuatu zdają się doceniać to wszystko, co mają. Doceniają to, co przez wielu z nas jest niedocenione...
Na koniec jeszcze krótki nius! Jak być może wiecie niedawno założyłam newsletter!
Jeśli chcesz raz w miesiącu otrzymać ode mnie list, w którym opowiem Ci co u mnie oraz podrzucę linki do najnowszych wpisów, kliknij TU i zapisz się na listę odbiorców newslettera EthnoPassion.
Zachęcam do bycia na bieżąco! :)
Będzie mi bardzo miło i pozwoli mi to na bliższy kontakt z Wami - Czytelnikami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz