Wpisy

Ińskie Lato Filmowe


Ja wiem, że lato już się dawno skończyło, a po słonecznych, beztroskich wakacjach pozostały nam tylko zdjęcia na dysku i (jeszcze) ciepłe wspomnienia. To nie znaczy jednak, że te wspomnienia mają tak przeleżeć w zapomnieniu! Jednym z nich chciałabym się więc z Wami podzielić, żebyście i Wy dowiedzieli się o pewnym miejscu i o fantastycznym wydarzeniu, które się w nim odbywa. Dowiedzieli, no i zapragnęli się tam wybrać na jego kolejną edycję! Ruszamy na Ińskie Lato Filmowe!



Wakacyjne miesiące po brzegi wypełnione są najróżniejszymi wydarzeniami kulturalnymi. Festiwale muzyczne, artystyczne, czy w końcu filmowe – aż ciężko wybrać, bo każda impreza wydaje się interesująca. Poza wielkimi festiwalami, odbywa się wiele mniejszych imprez i często trzeba być obcykanym w danym temacie, żeby o nich wiedzieć. 

Na mapie polskich festiwali filmowych jest sporo tych przyciągających tysiące uczestników, jednak to te mniejsze przeglądy lubię najbardziej. Kiedy pięć lat temu zaczęłam przygodę z wolontariatem na Przeglądzie Filmowym Kino na Granicy, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym gdzie indziej spędzić majówkę. Studiując we Francji, w ten sposób układałam sobie plan zajęć, żeby na przełomie kwietnia i maja mieć jak najwięcej wolnego. W tym roku, jadąc na badania terenowe na Nową Kaledonię, nie miałam możliwości teleportowania się na Kino do Cieszyna, nad czym bardzo ubolewałam. Trzeba więc było znaleźć filmową alternatywę…


Kilka lat temu, na Kinie właśnie, poznałam pewnego Czarodzieja. Wyczarowuje on różne fantastyczne wydarzenia. W lutym pojechałam na jedno z nich - Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij, który naładował mnie pozytywną energią przed wylotem na Pacyfik. Czarodziej mówił, że w Ińsku, na Ińskim Lecie Filmowym, jest równie pozytywnie i magicznie. Kiedy okazało się, że w sierpniu będę w Polsce, postanowiłam sprawdzić, czy ma rację. Chociaż nie, ja wiedziałam, że w Ińsku będzie niezwykle. Co może być lepszego od letniego wydarzenia w małym miasteczku, w kameralnym gronie, w którym wiele tych samych twarzy pojawia się co roku?


Sierpniowy wtorek. Nocny pociąg w relacji Kraków-Stargard jest wyjątkowo zatłoczony. W naszym (do Ińska wyciągam przyjaciółkę) przedziale komplet. Długa noc mija nam na słuchaniu mrocznych rozmów współpasażerek. Jest o domach w których straszy, o snach, w których objawiają im się zmarli mężowie i o rozmowach z duchami. W takich mistycznych klimatach nad ranem docieramy na północ Polski.

Ze Stargardu odbiera nas festiwalowy kierowca. O Ińsku i ILF wie wszystko. Jakżeby inaczej, skoro na festiwal przyjeżdża od urodzenia! Poranna kawa i śniadanie z Organizatorami stawia nas na nogi przed pierwszym filmem. I chociaż w tym momencie najchętniej zamiast na seans filmowy wybrałabym się na seans… snu, dzielnie stawiamy się w Kinie Morena, żeby zobaczyć armeński film "Freski" (Aleksandra Gutmana), do którego tłumaczyłam napisy. Tłumaczeniowa przygoda była całkiem ciekawa, zwłaszcza, że robiąc napisy nie widziałam filmu. Mając przed oczami listę dialogową, starałam się wyobrazić sobie wszystkie sceny. Oczywiście moje wyobrażenia były abstrakcyjne, ale jak mogło być inaczej, skoro bohaterami filmu byli grabarze prowadzący rozmowy o życiu i śmierci?


Po obejrzeniu filmu idziemy zadomowić się w naszym przytulnym pokoiku w jednym z domów znajdujących się niedaleko kina (tak, tak, uczestnicy Festiwalu śpią u mieszkańców Ińska, bo w miasteczku nie ma hoteli, hosteli, schronisk....). Z tarasu, na którym następnego ranka jemy śniadanie, mamy piękny widok na jezioro. Chociaż pogoda nie rozpieszcza, udajemy się na spacer po okolicy. Aż żałuję, że jest za zimno, żeby wskoczyć do wody!


Ińsko jest małym miasteczkiem, zamieszkanym przez jakieś 2000 osób, położonym na Pomorzu Zachodnim. Kiedy trwa tam Ińskie Lato Filmowe, jedna z najstarszych cyklicznych imprez filmowych w Polsce, nie sposób nie zauważyć napływu kilkuset przyjezdnych miłośników kina. Sami Ińszczanie chętnie uczestniczą w festiwalu, aktywnie włączając się w jego organizację.

Fot. ILF
Program ILF jest różnorodny. Pokazywane filmy są ambitne, dobre, takie, które dają do myślenia i jeszcze długo po projekcji pozostają w pamięci. Taki niewątpliwie jest "Baby Bump" Kuby Czekaja, traktujący o katuszach dojrzewania, "Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham", w którym Paweł Łoziński ukazuje kulisy psychoterapii, czy "Demon" - ostatni film Marcina Wrony.

Ińskie Lato Filmowe, to nie tylko pokazy filmów. Jest czas na spotkania i prelekcje, koncerty, a nawet spektakle. Mi udało się obejrzeć sztukę Joanny Szczepkowskiej "ADHD i inne cudowne zjawiska". Tak się składa, że moja Mama ma ADHD, więc prezentowany przez Szczepkowską fenomen jest mi wyjątkowo bliski :D

Atmosfera panująca w czasie festiwalu jest specyficzna. Chociaż byłam na ILF po raz pierwszy, czułam się, jakbym przyjechała w odwiedziny do starych znajomych. Czas (po wyjściu z sali kinowej rzecz jasna) spędzaliśmy relaksując się nad jeziorem, próbując herbacianych pyszności w jurcie u Ani i Piotrka (którzy podobnie jak ja dotarli na ten drugi kraniec Polski z Cieszyna), czy ogrzewając się przy ognisku.

Z Przemkiem-Czarodziejem, sprawcą ińskiego filmowego zamieszania i Piotrkiem, herbacianym ekspertem, we wspaniałej herbacianej jurcie. Fot. ILF
Fot. ILF
Fot. ILF
Fot. ILF

Z Ińska wróciłam filmowo zrelaksowana, zarażona pozytywną, magiczną energią, wiedząc, że na pewno tam wrócę. Was również zachęcam do odwiedzenia tego miejsca, a pretekstem do tego niechaj będzie 44. edycja Ińskiego Lata Filmowego, która odbędzie się od 11 do 20 sierpnia 2017 roku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz