W tym roku, w drodze na Nową Kaledonię postanowiłam zmienić obieraną zazwyczaj trasę i zamiast przez Australię, poleciałam na Pacyfik przez Japonię. Zarówno dla mnie, jak i dla towarzyszącego mi Mikołaja, dwudniowy przystanek w Tokio był świetną okazją do „liźnięcia” skrawka Japonii. Dłuższy stop over pozwolił nam też odpocząć podczas tej długiej trasy (lot z Europy na Nową Kaledonię to w sumie ponad 20 godzin spędzonych w powietrzu!). Chociaż nie była to nasza pierwsza wizyta w Azji, to jednak świadomość, że nie znamy języka japońskiego, wydawała się trochę przerażająca i stresująca. Od znajomych, którzy odwiedzili już Kraj Kwitnącej Wiśni, dowiedzieliśmy się, że często, nawet w turystycznych miejscach, można napotkać problemy w komunikacji. Jak ułatwiliśmy sobie orientację w gąszczu japońskich znaczków?
Przed miesiącem, wyruszając w podróż po Europie Środkowej od firmy Vasco Electronics otrzymałam propozycję przetestowania elektronicznego translatora - Vasco Traveler Premium 5” ze skanerem. Chętnie na nią przystałam, zwłaszcza że zamierzaliśmy odwiedzić Austrię (a nie mówimy po niemiecku). Chrztem bojowym dla urządzenia miał być jednak nasz pobyt w Tokio - ogromnej metropolii, na zwiedzenie której mieliśmy tylko dwa dni!
Na pierwszy rzut oka Vasco Traveler przypomina zwyczajnego smartfona, jednak jego główną funkcją jest tłumacz mowy i tekstu. Urządzenie umożliwia płynną komunikację w ponad 40 językach. Co więcej, pozwala także na korzystanie z nawigacji GPS bez konieczności łączenia się z Internetem! Dużą zaletą Vasco Traveler jest również to, że dzięki międzynarodowej, bezabonamentowej karcie SIM umożliwia odbieranie darmowych połączeń na całym świecie. Na Nowej Kaledonii nasze telefony z polskim numerem nie łapią zasięgu. Dzięki Vasco, nasi rodzice są spokojniejsi, mając pewność, że mogą się z nami skontaktować, nawet jeśli nie mamy dostępu do Internetu.
Czas na wrażenia z testowania urządzenia w Tokio. Na początku naszego pobytu wszystko szło jak z płatka. Na lotnisku, na stacji szybkiej kolei, którą można dotrzeć do centrum, bez problemu udało nam się kupić bilety. Znaleźliśmy też mapę tokijskiego metra w języku angielskim. Schody zaczęły się jednak w momencie, w którym - już w centrum miasta - chcieliśmy zamówić coś do jedzenia. Późnym wieczorem (w większości restauracji można zamówić jedzenie do godziny 22:00) wybraliśmy się do japońskiej knajpki serwującej sushi 24 godziny na dobę. Okazało się, że ani obsługa nie mówi po angielsku, ani menu nie jest napisane w zrozumiałym przez nas języku. I tutaj do gry wkroczył Vasco Traveler.
W sieciówkach sushi zamawia się na sztuki, zaznaczając na specjalnej kartce wybrane rodzaje oraz wpisując liczbę kawałków. Nie można się więc nawet sugerować zdjęciem potrawy w karcie menu, bo i tak na końcu przychodzi konfrontacja z niezrozumiałym językiem na kartce do zamówień. Kelnerzy są pomocni, jednak często biegają od stolika do stolika, nie mając czasu objaśniać dokładnie całej procedury. Nie chcąc być zdani na ślepy traf i pragnąc otrzymać na talerzu dokładnie to, na co mieliśmy ochotę, sięgnęliśmy po naszego podręcznego tłumacza.
Urządzenie jest bardzo proste w obsłudze, wystarczy przejechać skanerem po niezrozumiałym tekście, który natychmiast pojawia się na wyświetlaczu i następnie za pomocą jednego kliknięcia przetłumaczyć całość na język polski. Dzięki karcie SIM, w którą wyposażono urządzenie, z tłumacza możemy korzystać nie tylko tam gdzie mamy dostęp do WiFi. Jak zapewnia Vasco Electronics, dostępne w urządzeniu doładowanie karty powinno wystarczyć do przetłumaczenia około 5000 zdań. Następnie za niewielką kwotę można wykupić kolejny pakiet danych. Na nasze potrzeby - dwa intensywne dwa dni w Tokio, wystarczyło w zupełności.
Dotychczas w czasie podróży korzystaliśmy z bezpłatnych aplikacji do tłumaczenia, jednak teraz, testując Vasco Travelera zauważyliśmy, że jego przewagą jest dokładność i szybkość tłumaczenia. Urządzenie to korzysta z pięciu silników tłumaczeniowych i łączy się z jednym z sześciu serwerów znajdujących się na różnych kontynentach. Przekonaliśmy się o tym wykorzystując Vasco Travelera w rozmowie z kelnerem w innej knajpce z japońską kuchnią, w której personel nie mówił po angielsku. Porozumienie się z kelnerem za pomocą Vasco było szybkie i bezproblemowe, bowiem wypowiadane do urządzenia zdania były od razu tłumaczone. Bardzo ułatwiło nam to komunikację i oszczędziło nieporozumień.
Dotychczas w czasie podróży korzystaliśmy z bezpłatnych aplikacji do tłumaczenia, jednak teraz, testując Vasco Travelera zauważyliśmy, że jego przewagą jest dokładność i szybkość tłumaczenia. Urządzenie to korzysta z pięciu silników tłumaczeniowych i łączy się z jednym z sześciu serwerów znajdujących się na różnych kontynentach. Przekonaliśmy się o tym wykorzystując Vasco Travelera w rozmowie z kelnerem w innej knajpce z japońską kuchnią, w której personel nie mówił po angielsku. Porozumienie się z kelnerem za pomocą Vasco było szybkie i bezproblemowe, bowiem wypowiadane do urządzenia zdania były od razu tłumaczone. Bardzo ułatwiło nam to komunikację i oszczędziło nieporozumień.
Vasco Traveler Premium 5” posiada wiele dodatkowych funkcji, które będą przydatne podczas podróży: aparat, przelicznik walut, przeglądarkę internetową, kalkulator, zegar, numery alarmowe, bazę przewodników po miastach i najważniejszych atrakcjach turystycznych oraz katalog ambasad na całym świecie, czy takie aplikacje jak Facebook, poczta Gmail i Sklep Play, z którego można ściągnąć kolejne apki, których używamy w podróży, dostosowując urządzenie do własnych potrzeb.
Vasco Traveler robi również dobre zdjęcia. Tutaj uwieczniam Hundertwasserhaus w Wiedniu. |
To tyle jeśli chodzi o nasze wrażenia z testowania urządzenia Vasco Traveler. Na pewno wypróbujemy je po raz kolejny za 6 tygodni, bo w drodze powrotnej z Nowej Kaledonii znów przystajemy na dwa dni w Tokio. A Wy, co sądzicie o takim elektronicznym translatorze i wspomaganiu się urządzeniem tego typu w podróży?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz