Wpisy

Japońskie zdziwienia, czyli 6 rzeczy, które zaskoczyły mnie w Tokio


Minęły dwa tygodnie od naszego powrotu z drugiego końca świata. Najczęstsze pytanie, jakie słyszymy od naszej rodziny czy znajomych, brzmi „No i jak Tokio? Jak było?”. Pierwsza odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy, to… dziwnie. Już dawno nie doświadczyłam tak wielkiego szoku kulturowego, jak podczas krótkiej wizyty w stolicy Japonii. Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami sześcioma tokijskimi zdziwieniami. Zapraszam do lektury!


6 rzeczy, które zaskoczyły mnie w Tokio


1. Mucha nie siada

„Rany! Jak tu czysto!” - to pierwsza myśl, którą miałam przesiadając się w tokijskim metrze. Przyzwyczajona do paryskich podziemnych smrodów i śmieci, byłam zaskoczona tym, jak w Tokio dbają o porządek. Dosłownie - można by jeść z chodnika, albo schodów prowadzących do metra, które przez cały dzień są odkurzane przez pracowników w uniformie. Na ulicach też jest schludnie, chociaż kosze na śmieci są raczej rzadkością. Mimo to, jest czysto i nigdzie nie widać walających się śmieci.


2. Jedzeniowy zawrót głowy

Wybrałam się do Tokio z bardzo ogólnym założeniem, że chcę spróbować sushi i zjeść tradycyjny ramen. Szybko zorientowałam się, że zanim jedzenie trafi na mój talerz, będę musiała wybrać spośród wielu rodzajów i zmierzyć się z tutejszym systemem składania zamówień - w prostszej wersji - z kartą menu w języku japońskim, w trudniejszej - z maszyną przy wejściu do restauracji i dziesiątkami możliwości wyboru. Do wielu malutkich restauracji ustawiają się długie kolejki, w których trzeba niekiedy czekać nawet kilkadziesiąt minut. Po dość długim oczekiwaniu na stolik nie chciałam ryzykować zamówień na chybił trafił. Zaczęłam więc od dość bezpiecznej metody i wykorzystania palca wskazującego. W restauracji należącej do popularnej sieci Yoshinoya (restauracje można znaleźć niemal na każdym kroku), gdzie zamówienie przyjmował kelner, wskazałam po prostu palcem na jedno z dań, które ktoś akurat konsumował przy sąsiednim stoliku.


Jedzenie często bywa też wystawiane w szklanych gablotach - plastikowe podobizny dań nie wyglądają jednak zbyt apetycznie. Pierwsze kulinarne doznania były ciekawe, ale żeby zjeść w końcu prawdziwe japońskie sushi, musiałam się trochę nachodzić. W jednej z restauracji jedzenie zamawiało się na specjalnych karteczkach, gdzie obok numerów oznaczających rodzaj sushi należało dopisać ilość kawałków, jakie chcemy zamówić. Naszą ulubioną knajpką okazała się jednak ta, w której porcje sushi przesuwały się wokół stolików, wystarczyło więc sięgnąć po wypatrzony rodzaj, a płaciło się za ilość opróżnionych talerzyków.


3. Trudno się dogadać!

Kiedy dziesięć lat temu wyjechałam na wymianę międzykulturową do Francji, przekonałam się, że bariera językowa nie jest największą trudnością, jaką napotykamy za granicą. Lecąc do Tokio byłam świadoma swojej ułomności. Po japońsku umiem powiedzieć tylko „ arigato". Myślałam jednak, że w tak wielkiej metropolii, która jest dodatkowo stolicą kraju, z dogadaniem się nie będę miała większego problemu. Jakże się myliłam! O językowych łamigłówkach i tym, jak sobie z nimi poradziłam, mogliście przeczytać w tym artykule. Dzisiaj mam dla Was film, który przygotowałam we współpracy z firmą Vasco Electronics. Możecie w nim zobaczyć jak wygląda korzystanie z elektronicznego translatora Vasco Traveler w podróży.

4. Ceny - o Yeny!

Japonia kojarzy się z wysokimi cenami. W Tokio, jak to bywa w wielkich miastach, znajdziemy miejscówki (czy to do spania, czy z jedzeniem) zarówno tanie, jak i drogie. Trudno jednak dokonać wyboru, zwłaszcza kiedy nie zna się języka japońskiego. Dzięki radom naszych znajomych wiedzieliśmy gdzie się zatrzymać (polecamy tradycyjny japoński Taito Ryokan, o którym więcej przeczytacie na blogu Łukasza Kędzierskiego), jak zjeść pyszne, ale niedrogie sushi (w Kura sushi, w którym jedna porcja kosztuje tylko 100Y), czy zaopatrzyć się w pamiątki (w sklepach wszystko po 100Y, takich jak Daiso czy Seria). Co ciekawe, w Japonii możemy dokonać zakupów w ramach Tax Free - nie zapłacimy podatku jeśli ich wartość jest równa bądź wyższa niż 5000Y. Warto zwrócić uwagę na elektronikę (niektóre rzeczy wychodzą taniej niż w Polsce), albo ubrania japońskich firm, takich jak Uniqlo.


5. Śpiewać każdy może 

Wyjście na karaoke to absolutny hit tego wyjazdu! Kilkunastopiętrowe wieżowce mieszczące w swoich wnętrzach sale do karaoke, możemy napotkać praktycznie wszędzie. Japończycy uwielbiają tę formę rozrywki - kluby karaoke otwarte są już od godzin dopołudniowych, a wchodząc do środka mija się zarówno biznesmenów w garniturach jak i grupki znajomych w każdym wieku, którzy spotykają się w kilkuosobowych salach na wspólne śpiewanie. Ceny nie są wygórowane, własny pokoik można wynająć na określony czas, oprócz tego należy zamówić po jednym drinku. My nie pochwalimy się własnymi umiejętnościami wokalnymi, ale tokijskie karaoke zostało uwiecznione przez Sofię Coppolę w filmie „Między słowami”, w którym okazuje się ono lekiem na samotność dla bohaterów granych przez Scarlett Johansson i Billa Murraya (Mikołaj poleca :)).


6. Uprzejmość i niekończące się ukłony 

Japończycy przykładają wielką wagę do bycia grzecznym, uprzejmym. Na lotnisku, w sklepach, na stacjach metra, w hotelu - wszyscy bez wyjątku byli uprzejmi. Kłaniali się po kilka razy, doprowadzając nas do niezręcznego zakłopotania. Żeby lepiej zrozumieć japońską kulturę, zaraz po pierwszym pobycie w Tokio sięgnęłam po książkę Karoliny Bednarz Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet. Po lekturze tego świetnego zbioru reportaży dużo lepiej przeżyłam drugi pobyt w Tokio, w drodze powrotnej z Nowej Kaledonii. I chociaż Japonia wciąż jawi mi się jako miejsce nieoczywiste i pełne sprzeczności, ograniczeń i konwenansów, to mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję lepiej poznać ten kraj.


A Wy? Byliście już w Japonii? Jeśli tak, to co Was zaskoczyło? A może w innym kraju doznaliście szoku kulturowego? Dajcie koniecznie znać w komentarzu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz