Wpisy

Fotograficznie i kulinarnie: Tel Aviv


Nie planowałam tej podróży, nie planowałam odwiedzenia Izraela w najbliższym czasie. Plany znalazły mnie same za sprawą Kariny, która chciała spotkać się w Tel Avivie z żydowskim właścicielem kamienicy, w której mieszka w Izraelu. Potrzebowała wsparcia – osoby, która mogłaby nagrać spotkanie z Panem Yehudą. Nie mogłam odmówić. Poleciałyśmy.




Tel Aviv jest młodym miastem, został założony w 1909 roku na peryferiach starożytnego portu morskiego Jafa. Nowoczesne wieżowce kontrastują ze starszymi zabudowaniami. Miszmasz architektoniczny tworzy przyjemny bałagan w tym zdominowanym przez białe zabudowania mieście. Zamieszkałyśmy w hostelu dwa kroki od Jafy, gdzie codziennie chodziłyśmy na spacery i nad morze. I na humus – podobno ten w Hummus Abu Hassan jest najlepszy w całym mieście! I być może najtańszy! Bo Izrael jest drogi, dość drogi. Ale można zaoszczędzić przez tydzień jedząc humus i falafele. 


Co i gdzie zjeść w Tel Avivie?


Przed wyjazdem poprosiłyśmy znajomych o wskazówki dotyczące dobrych kawiarni i restauracji w Tel Avivie. Dzieliłam się nimi na bieżąco na Instagramie. Czas zebrać wszystko w jednym miejscu!


Café Puaa poleciła mi pochodząca z Izraela koleżanka ze studiów. Przytulna, trochę ekscentryczna kawiarnia znajduje się w sercu pchlego targu w dzielnicy Jafa. Kolorowe dywany, ciekawe ozdoby i wygodne kanapy nadają restauracji domowej atmosfery. W menu dania kuchni śródziemnomorskiej. Ceny, jak na Izrael, całkiem znośne (główne dania w cenie 40-70 NIS). Zaszyłam się tam na obiad (spróbowałam pyszną musakę) i popołudnie z książką.


Wspomniany Hummus Abu Hassan to miejsce niepozorne, w godzinach obiadowych wypełnione po brzegi przez lokalsów. To bardzo dobry znak! Nie ma menu, z którego można by wybrać coś, co nas zainteresuje. Zamiast tego jest uprzejmy kelner, który w zabieganiu znalazł chwilę, żeby zapytać nas, czy jesteśmy tu pierwszy raz i czy chcemy spróbować trzech różnych rodzajów humusu. Nie musiał pytać dwa razy!

Izrael to nie tylko humus (nawet z ograniczonym budżetem). W Miznon jadłam jednego z najlepiej przygotowanych pieczonych kalafiorów w moim życiu. Podobno mają jeden lokal w Paryżu! Nie omieszkam sprawdzić!


Z kolei na Levinsky Market Noa poleciła nam Café Levinsky pisząc, że mają tam najlepsze lemoniady na bazie ziół, kwiatów i owoców. Nie myliła się. Miejsce niepozorne, ukryte pomiędzy sklepikami z przyprawami. Siedząc w małym pojeździe można sączyć herbatę, kawę, albo jedną z pysznych lemoniadowych mikstur.

I na koniec coś słodkiego! Lody Anita, ręcznie robione z naturalnych składników, to niebo dla podniebienia! Właśnie sprawdziłam, że można ich spróbować nie tylko w Tel Avivie, ale również w... Australii! Uwaga, nadciągam!


Poza pchlim targiem w dzielnicy Jafa warto wybrać się na Nachalat Binyamin Market. Dwa razy w tygodniu, we wtorki i piątki, na straganach przy ulicy Nachalat Binyamin można znaleźć oryginalne, ręcznie robione przedmioty wykonywane przez izraelskich artystów. W kamienicach znajdują się z kolei sklepy z materiałami i różnymi akcesoriami do szycia. Z targowej ulicy mamy już tylko dwa kroki do Carmel Market – największego targowiska z jedzeniem w Tel Avivie. Czy napisałam "z jedzeniem"? :)


Jeśli przygotowujecie się do wyjazdu do Izraela, to zachęcam Was do zajrzenia do Zależnej w podróży – Agnieszka spędziła w tym kraju dużo więcej czasu niż ja. Znajdziecie u niej nie tylko świetnie opracowane informacje praktyczne dotyczące organizacji podróży do Izraela, ale również wnikliwe spostrzeżenia i ciekawe przemyślenia na temat izraelskich doświadczeń.


To była krótka wizyta, która dała mi do myślenia i sprawiła, że chciałabym wrócić do tego kraju na troszkę dłużej. Zwiedzić inne miejsca, dowiedzieć się więcej o konflikcie izraelsko-palestyńskim, ale też o historii polskich Żydów. Wierzę, że jeszcze będzie okazja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz