Wczoraj skończyłam analizę ponad trzystu stron dokumentów dotyczących konfliktu, który opisuję w pracy doktorskiej. Prawniczy język francuski wymęczył mnie totalnie, więc w nagrodę zrobiłam sobie dziś dzień przerwy od doktoratu. Robiąc porządki na komputerze natrafiłam na zdjęcia z tegorocznych wakacji i chociaż lato jest już tylko miłym wspomnieniem, to pomyślałam, że przypomnę Wam i sobie to, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach u mnie i na blogu :)
W czerwcu: dlaczego warto się wybrać do Maroka?
W moim przypadku odpowiedź jest jedna – po dywan! Taki był miedzy innymi cel naszej czerwcowej podróży. W czasie dziesięciodniowego pobytu odwiedziłyśmy Casablankę, Rabat i Fez. Spróbowałyśmy mnóstwa pyszności, zwiedziłyśmy piękne marokańskie miasta, zamieszkałyśmy w pięknym riadzie sprzedawcy dywanów, którego poznałam pięć lat temu na badaniach w Rabacie, no i oczywiście kupiłyśmy dywan! A nawet trzy!
Wciąż zbieram się do napisania artykułów o Casablance, Fezie i zakupach na marokańskim targu (jak się targować, żeby sprzedawca nie zbankrutował ;)). Zaraz po powrocie z Maroka powstał jednak jeden, bardzo pozytywny wpis, który być może zachęci Cię do podróży do tego kraju. :)
Poznaj 5 rzeczy, za które uwielbiam Maroko!
W lipcu: Colours of Ostrava...
To najfajniejszy festiwal muzyczny w Europie Środkowej! Cztery dni, dwadzieścia cztery sceny, kilkaset wydarzeń – koncertów, warsztatów, prelekcji, spotkań. Jedna niezwykła postindustrialna przestrzeń Dolní Vítkovice, a na niej cudowny festiwal Colours of Ostrava. Wspaniale było wrócić po czterech latach i doświadczyć festiwalowej, muzycznej rzeczywistości! Przy okazji przypominam artykuł, w którym pisałam, co takiego ma w sobie ten festiwal i dlaczego warto wybrać się właśnie na tę imprezę....i misja – Izrael
Kilka miesięcy temu, jakoś w marcu. Wróciłam z AFSowego szkolenia, które prowadziłam na Islandii i odpoczywałam po intensywnej podróży. Zadzwoniła Karina i zapytała, czy chciałabym polecieć z nią do Izraela nagrać wywiad z właścicielem kamienicy, w której mieszka na krakowskim Kazimierzu. Pan Yehuda jako jedyny z rodziny przeżył wojnę. W grudniu kończy 100 lat, nie możemy zwlekać. Poleciałyśmy. Doświadczenia życia, którymi podzielił się z nami Pan Yehuda, są niezwykłe, smutne, straszne, ciężkie, ponadludzkie. Stojąc za kamerą pociłam się ze stresu, że coś nie wyjdzie, że sprzęt zawiedzie, albo ja coś schrzanię. Udało się. Teraz czas na montaż filmu. To zadanie równie trudne, jak rejestracja spotkania. Trzymajcie proszę kciuki.
Kilka dni temu wrzuciłam fotograficzną relację z naszego pobytu w Tel Avivie. W artykule polecam też miejscówki (kawiarnie, restauracje), w których spróbowałyśmy różnych pyszności!
W sierpniu: złoty Dolny Śląsk
W grudniu, kilka dni po powrocie z Nowej Kaledonii pojechałam opowiedzieć o moich badaniach terenowych do Rzeszowa, na Kalejdoskop Podróżniczy. Jedną z prezentacji, które wysłuchałam pierwszego dnia Festiwalu, była prelekcja Małgosi Szumskiej o Filipinach. Opowiadała o swoich doświadczeniach z pobytu w Azji nie tylko ciekawie, ale przede wszystkim odpowiedzialnie. Od razu kupiłam książkę Małgosi „Twarze tajfunu” (polecam bardzo!) i bardzo ucieszyłam się, kiedy okazało się, że jesteśmy razem w hotelowym pokoju. W Rzeszowie spotkałyśmy się po raz pierwszy w życiu, jednak miałam wrażenie, jakbyśmy się znały od lat. Małgosia opowiedziała mi o swoim regionie, o Pensjonacie Złoty Jar, który prowadzi z Mężem i o Kopalni Złota, którą prowadzi jej Mama w Złotym Stoku. Zachęcona opowieściami Małgosi postanowiłam zabrać na Dolny Śląsk moją francuską rodzinę goszczącą. Jesteśmy zachwyceni miejscem i gościnnością – polecam Wam serdecznie ten pensjonat położony w cudownej okolicy, w lesie, w Górach Złotych. Złoty Jar to spokój wśród natury, piękny wystrój, domowy klimat i pyszne jedzenie – było cudownie i na pewno wrócimy (i to nie raz)!
Z Francuzami odwiedziliśmy też Książ, Świebodzice, Świdnicę i okolice, a po powrocie do Cieszyna wybraliśmy się w Beskidy (na Czantorię). Nie trzeba jeździć daleko, żeby znaleźć piękne miejsca, w których można na spokojnie aktywnie wypocząć.
We wrześniu: koniec lata w Jeseníkach...
Sierpień to dużo rozjazdów, konferencja w Poznaniu, dwa wesela znajomych. Wakacje też mogą zmęczyć, więc początkiem września wybraliśmy się z Mikołajem w czeskie Jeseníky, żeby się totalnie zrelaksować. Z Cieszyna to tylko dwie godziny drogi samochodem. Znaleźliśmy przytulną agroturystykę pod samym Pradziadem, a po zdobyciu tej góry pojechaliśmy się zregenerować na termy. Nic więcej mi nie było potrzebne do szczęścia :)...i warsztaty pisarskie w Nieprześni
Opatulony bluszczem dworek, mały staw, a na nim porośnięta bujną roślinnością wysepka, hamaki leniwie kołyszące się pomiędzy drzewami – urlop zakończyłam w takim małym raju, w którym oddałam się całkowicie pisaniu. Już od dawna myślałam o wzięciu udziału w warsztatach pisarskich Marii Kuli. Zawsze jednak było coś innego, co zaprzątało moje myśli i czas. Koniec wakacyjnych rozjazdów był świetnym momentem na powolny powrót do tego, co pochłonie mnie w najbliższych miesiącach. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego powrotu do pisania.
Teraz jestem już w Pradze, dzielnie tworzę kolejny rozdział doktoratu i... nie mam czasu, ani siły na nic innego. Opanowałam codzienną pisarską rutynę, dzięki której trudniej jest mi się wymigać od pisania. Początkiem października czeka mnie kilka wyjazdów, więc cieszę się, że przez ostatnie trzy tygodnie udało mi się całkowicie skupić na pracy. Zgodnie z zapowiedzią, w najbliższych tygodniach będzie tutaj trochę ciszej, zaglądajcie jednak na mojego Instagrama, gdzie staram się wrzucać praskie widoczki. Do napisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz