Wpisy

Codzienne wytchnienie, czyli praca z domu i moje sposoby na równowagę


Ostatnie miesiące pod znakiem pandemii zmusiły wiele osób do pracy zdalnej i przeorganizowania swojej codzienności. Pracuję z domu już od niemal pięciu lat, czyli odkąd zaczęłam przygodę z doktoratem, także obostrzenia związane z koronawirusem tylko w niewielkim stopniu wpłynęły na moją organizację. W dzisiejszym artykule podzielę się z Wami sposobami na codzienną rutynę, które porządkują mój dzień i pozwalają nie popaść w totalne rozmemłanie.

Niespieszne poranki

Spacer i joga

W ostatnich latach, z nocnego marka pracującego do późnych godzin nocnych, a potem wylegującego się do po(południa) zamieniłam się w ranną Kanię. W tygodniu wstajemy z Mikołajem po 7h, co pozwala nam niespiesznie przygotować się na nadchodzący dzień. Przed śniadaniem ogarniam się i wyprowadzam Bubu na pierwszy spacer. Po powrocie rozkładam matę do jogi. Krótka, 10-20-minutowa joga na kręgosłup z cudowną Gosią Mostowską (polecam jej kanał na YouTube) pozwala rozciągnąć ciało po nocy. Uwielbiam te poranne praktyki! Często muszę się do nich zmuszać, ale nigdy nie żałuję tych kilkunastu minut poświęconych mojemu ciału.

Bubu dzielnie ćwiczy razem ze mną!

Od zawsze miałam problemy z kręgosłupem. Szybko rosłam, jako dziecko byłam zawsze najwyższa w klasie, teraz też nie należę do najniższych (mam 176 cm wzrostu) i jak to bywa przy byciu wysokim – często się garbię, mam lewoboczną skoliozę. Staram się walczyć ze złymi nawykami, ale różnie z tym bywa, zwłaszcza, że dużą część dnia spędzam w pozycji siedzącej – przed komputerem. Zauważyłam jednak, że jeśli przez kilka dni nie ćwiczę, od razu odczuwam tego skutki!


Śniadanie

Po jodze przychodzi czas na śniadanie. Od dłuższego czasu zmagam się z problemami z trawieniem, które w końcu, dzięki świetnej specjalistce, do której trafiłam, udaje się rozwiązać. Dlatego dużą uwagę poświęcam temu CO i JAK jem. Kiedy mieszkałam we Francji ciągle powtarzałam, że nie wyobrażam sobie życia podyktowanego przerwami obiadowymi. I tak jak wciąż daleka jestem od rygorystycznego przestrzegania „pór karmienia”, to jednak staram się trzymać pewnych zasad, dzięki którym poczułam dużą poprawę trawienia i samopoczucia. Kiedyś byłam w stanie przez wiele miesięcy (a nawet lat) jeść na śniadanie każdego dnia to samo – mleko/maślankę z płatkami. Szybko, bez wymyślania. Teraz wolę poświęcić więcej czasu na przygotowanie pierwszego posiłku, który pozwala mi dotrwać przez 3-4 godziny bez jedzenia do obiadu. Domowy jogurt (jogurtownica to najlepszy zakup zeszłego roku!), do tego szklanka szpinaku, tarty imbir i łyżeczka pasty z kurkumy. Albo owsianka z orzechami i owocami. Przygotowanie śniadanie zajmuje mi 10 minut i sprawia dużo radości!


Regeneracja na macie i poduszce do akupresury

Zanim siądę do pracy, daję sobie jeszcze chwilę na poranną regenerację i „nastrojenie się” do działania. Od ponad dwóch miesięcy robię to na macie i poduszce Pranamat ECO, o której kilkukrotnie wspominałam już na Instagramie. Jako że wielu z Was pytało mnie o to jak się sprawdza ta mata i czy warto w nią zainwestować, pomyślałam, że po kilku tygodniach używania podzielę się z Wami moimi wrażeniami.


Jakiś czas temu Internet został zalany nie tylko reklamami Pranamat ECO, ale też bardzo pozytywnymi, obiecującymi opiniami wielu blogerów, których śledzę (zachęcam do obejrzenia filmiku Gosi Mostowskiej, w którym pokazuje matę i opowiada jak ona z niej korzysta). Co więcej, matę zachwalali nie tylko ci, którym za to zapłacono :))) (pozdrowienia dla znajomych podróżników Demi i Damiana).

Spięte plecy i kark, bóle odcinka piersiowego i lędźwiowego, migreny, problemy z koncentracją i ze snem – mata i poduszka Pranamat ECO wydały się idealnym remedium na moje dolegliwości spowodowane siedzącym trybem życia.


Od kwietnia kładę się na macie po kilka razy dziennie, codziennie i czuję bardzo pozytywny wpływ tej domowej akupresury na moje samopoczucie. Kiedy bardziej boli mnie np. odcinek piersiowy kręgosłupa, jedna krótka sesja jogi nie wystarczy, żeby się go pozbyć. Jakiś czas temu zdarzył mi się taki nieprzyjemny ból. Po zrobieniu jogi, a potem poleżeniu na macie przez kilkanaście minut, ból całkowicie ustąpił, a ja poczułam się rozluźniona.

Na początku leżenie na Pranamat nie było zbyt przyjemne. Mata składa się z wielu kwiatów lotosu, o spiczastym kształcie. Te kwiaty lotosu są ostre – przekonałam się o tym kilka razy, bo przez nieuważność mocno się zadrapałam (wołałam Mikołaja mówiąc, że „mata mnie zaatakowała :D). Bubu po tym jak raz nieświadomie wszedł na matę, teraz omija ją szerokim łukiem. Ale właśnie dzięki temu, że te kwiaty lotosu są ostre, wywierają nacisk na naszą skórę, stymulując centralny układ nerwowy i poprawiając krążenie krwi i krążenie limfatyczne. Stara i dobra akupresura :)

Przez pierwsze dwa tygodnie kładłam się w ubraniu na macie położonej na kanapie. Teraz jestem w stanie leżeć na niej bez ubrania, ale mata dalej leży głównie na sofie. Im dłużej leżę, tym mrowienie jest mniejsze, aż w końcu robi się bardzo przyjemnie. Odkąd kładę się na Pranamat ECO czuję się bardziej rozluźniona. Problemy, które miałam przez wiele tygodni ze snem, ostatnio całkowicie ustały. A musicie wiedzieć, że spanie to jedno z moich najulubieńszych zajęć, więc kiedy nie mogę zasnąć, bardzo mnie to frustruje.


Mata Pranamat ECO nie jest tania (zestaw mata + poduszka bez zniżki kosztuje 810 zł), jednak co jakiś czas pojawiają się zniżki na te produkty, z których warto skorzystać*. Bez problemu znajdziecie tańsze zamienniki. Zanim zdecydowałam się na Pranamat ECO, szukałam w Internecie opinii na temat tańszych mat (na przykład Asia Pachla na swoim blogu porównała Pranamat z tańszym zamiennikiem z Allegro).

To, co przekonało mnie właśnie do Pranamat, to badania kliniczne, w czasie których mata była testowana i sprawdzana. Drugą ważną dla mnie kwestią są naturalne materiały, z których jest wykonana. Hipoalergiczne i ekologiczne produkty pochodzą z Europy: ostre kwiaty lotosu są zrobione z plastiku stosowanego do produkcji m.in. sprzętu medycznego), mata i poduszka porządnie obszyte są grubym lnem; mata wypełniona jest włóknem kokosowym (a nie zwykłą pianką jak w przypadku tańszych zamienników), a poduszka łuskami gryki (dzięki czemu dostosowuje się do naszego karku i głowy).

Leżenie na Pranamat ECO pozwala mi się zrelaksować, pozbyć napięcia, poczuć wewnętrzny spokój. Doceniłam ten mały luksus zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy nie mogłam wybrać się na leczniczy masaż. Moim zdaniem zakup takiej maty to inwestycja na lata.


* Teraz zniżkę na produkty Pranamat ECO znajdziecie u Ani Sudoł. Z kodem annasudol dostaniecie 30% zniżki na zestaw (mata + poduszka) i 20% zniżki na jeden z produktów (matę lub poduszkę). Jeśli zastanawiacie się nad zakupem maty, warto skorzystać z takiej okazji. Zachęcam również do przeczytania artykułu na blogu Ani o tym, jak mata pomogła jej zredukować bóle kręgosłupa. To naprawdę działa!


Praca w skupieniu

Wróćmy do mojej codzienności. Zrelaksowana i wzmocniona po kilkunastu minutach domowej akupresury, siadam do pracy. Zarządzanie swoim własnym czasem, zwłaszcza kiedy pracuje się z domu, wcale nie jest proste. Po tych kilku latach bycia swoją własną szefową wręcz marzę o pójściu do pracy z ludźmi, gdzie będą na mnie czekały zadania do wykonania i z góry narzucone deadline’y. Teraz ważną część pracy stanowi zaplanowanie działań na dany dzień i tydzień. Kiedy plan jest gotowy, z wyszczególnionymi ważnymi zadaniami, siadam do pisania. Staram się nie rozpraszać, telefon zostawiam więc w kuchni. Produktywność i koncentracja osiągają wtedy wyżyny swoich możliwości. Staram się robić krótkie przerwy w pracy. Wykorzystuję je na ogarnięcie mieszkania (wstawienie prania, rozpakowanie zmywarki), albo na przyjemności (regeneracja na macie do akupresury, lektura czegoś nienaukowego). Chociaż czasem, jak mam „flow”, to jestem w stanie pisać bez przerwy kilka godzin. W codziennym dzióbaniu przy doktoracie nie ma nic szczególnego, jednak to właśnie te małe kroki złożą się w końcu na liczącą niemal pół tysiąca stron rozprawę, którą mam nadzieję obronić jeszcze w tym roku!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Zawsze lubiłam planować. Zapisywać cele do zrealizowania, składające się na nie mniejsze zadania, codzienne sprawy do załatwienia i podróżnicze plany, których przez ostatnie 10 lat było nieprzeciętnie sporo. Plany na 2020 rok układają się powoli na mapie dżunglovego planera @paniswojegoczasu 💚. Będąc na Nowej Kaledonii prowadziłam Bullet Journal, potem powróciłam do tradycyjnego kalendarza. Teraz #planujeZpsc2020 używając planera psc będę mogła połączyć planowanie w kalendarzu z bardziej kreatywnymi zapiskami jak w BuJo. • Plan na nadchodzące pół roku: skończyć doktorat. Do czerwca chciałabym oddać promotorowi pierwszą wersję pracy. Postępy w pisaniu (mam już 250 stron, czyli mniej więcej połowę), śledzę i zaznaczam na planie pracy, który stworzyłam sobie na Elektrostatycznych Karteczkach Pełnych Czasu, które wiszą na ścianie przy biurku. Zadania na każdy tydzień i dzień zapisuję na tygodniowej rozpisce, która „trzyma w ryzach” mnie i moją skłonność do zajmowania się rzeczami przyjemnymi, a niekoniecznie ważnymi. • Chociaż pisanie jest w tym momencie priorytetem, zwariowałabym bez innych zajęć. Szkolenia z edukacji międzykulturowej dla czeskiego AFSu, podróżnicze spotkanie (w styczniu w Cieszynie), kurs tańca, odwiedziny znajomych, no i mniej przyjemne ale konieczne kontrole u lekarzy - to wszystko zapisuję nie tylko w dżunglovym plenerze, ale także na miesięcznych rozpiskach: mojej - pastelowej i dżunglovej tablicy suchościeralnej, którą wypełniamy z Miko naszymi wspólnymi planami. • Ostatnie cztery lata pracy badawczej nauczyły mnie, że dobry plan działań to podstawa. Czy to w terenie na wyspach Nowej Kaledonii, czy pracując naukowo już z domu, rozkładanie kolosalnych zadań na mniejsze części sprawia, że ta cała „rozprawa doktorska” wydaje się mniej przerażająca, przytłaczająca i wymagająca. Tak więc wracam do pracy nad częścią kolejnego rozdziału - właśnie piszę o statkach wycieczkowych i konsekwencjach tego sektora turystyki dla lokalnych społeczności - cieszę się, że mam temat, który mnie kręci! • Dajcie znać czy i jak planujecie Nowy Rok! Tradycyjny kalendarz, kreatywny BuJo, planer, a może pełny spontan (można tak?😉)? • #paniswojegoczasu #planujezpsc2020
Post udostępniony przez Karolina Kania (@ethnopassion)


Ruchu nigdy za wiele!

Poranna joga i spacery z Bubu (w weekendy nawet kilkunastokilometrowe) to nie koniec aktywności fizycznej, do której się mobilizuję. Siedzący tryb życia jest naprawdę szkodliwy, dlatego staram się 2-3 razy w tygodniu robić bardziej intensywne ćwiczenia. Wliczam to wspomniane dłuuuugie spacery, kurs tańca, na który po dwóch miesiącach w końcu możemy wrócić i moje ulubione treningi z Martą, która prowadzi bloga i kanał na YouTube Codziennie fit.


Piszę o tym nie po to, żeby się chwalić nadmiarem motywacji do ćwiczeń, której często nie mam i muszę zmuszać się do wejścia na matę. Chcę zwrócić uwagę na to, że na dobre samopoczucie składa się kilka części składowych, takich jak dobre odżywianie, regularna aktywność fizyczna i „osiędbanie”. W ostatnim czasie moje małe przyjemności to – jak już wspomniałam – leżenie na macie do akupresury, czytanie, słuchanie podcastów i nadrabianie zaległości w serialach. Uwierzycie, że dopiero teraz po raz pierwszy w życiu oglądam „Przyjaciół”?!



Spokojne wieczory i wylogowanie

Starzeję się – tak myślę sobie zbierając się do spania koło 22h. Wieczorami, godzinę-dwie przed spaniem, staram się nie korzystać już z telefonu i komputera. Zmobilizowałam się do tego po lekturze Wyloguj swój mózg szwedzkiego psychiatry Anders Hansena. Czytając tę książkę zaczęłam zastanawiać się nad moim podejściem do telefonu i tego, w jaki sposób z niego korzystam. Postanowiłam wprowadzić kilka dobrych nawyków. Kupiłam budzik, taki z prawdziwego zdarzenia, dzięki czemu na noc mogę wyprowadzić telefon do innego pomieszczenia. Budzik dzwoni przeraźliwie, za to budzi skutecznie i nie ma opcji „drzemka”. Dzięki temu nie zasypiam z telefonem przy łóżku, skrolując przed snem, czy po przebudzeniu nic nieznaczące niusy w mediach społecznościowych. O dziwo dość szybko się do tego rozstania z telefonem przyzwyczaiłam i co raz rzadziej zaglądam do niego zaraz po wstaniu z łóżka. A jak jest z tym u Was?


Te kilka stałych punktów w ciągu dnia pomaga mi nie popaść w rozmemłanie i działać. Jasne, że dni różnią się od siebie i często wyskakuje coś nieprzewidzianego, ale staram się, żeby pewne sprawy, takie jak odpowiednia ilość snu, dobre odżywianie, wystarczająca ilość ruchu i czas na małe przyjemności, były stałą częścią mojej codzienności.


A jak wygląda Wasza codzienna rutyna? Czy musiała ulec zmodyfikowaniu z powodu pandemii i obostrzeń z nią związanych?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz